Wysiłki te uwiarygodniały dobre dane makroekonomiczne rozwiewające obawy, że gospodarka USA zmierza ku recesji. W styczniu rynki widziały 85 proc. szans na pierwszą redukcję stóp w marcu. Na starcie marca inauguracja cięć w czerwcu była przetrawiona w 60 proc. Z wyceny luzowania w 2024 r. wyparowało łącznie ok. 60 pkt baz. obniżek. Karta obróciła się przeciw USD w marcu. Na pierwszy plan wybijają się zwiastuny nieuniknionego luzowania. Indeksy ISM wypadły blado. Lutowy raport z rynku pracy był pełen słabych punktów, a kosmiczne dane za styczeń zostały zrewidowane. Znów bardziej aktualna jest teza o stopniowym słabnięciu kluczowej sfery gospodarki niż groźba wzbierania presji cenowej. Czarę goryczy przelał Jerome Powell. W Kongresie przyznał, że większość w FOMC jest bliska oceny o trwałym opanowaniu inflacji. Rynek otrzymał tym samym sygnał, że nie musi się już bać Fedu. Ostro odbiły waluty postrzegane jako ryzykowne: funt, korona norweska, a także wsparty nadziejami na podwyżkę stóp jen. Wznowienie odliczania do obniżek stóp w USA to także woda na młyn złotego. EUR/PLN w końcu przebił grudniowe dno 4,29 i spadł najniżej od czterech lat. Niechęć do USD jest tak silna, że pomimo ścięcia przez EBC projekcji inflacji i dynamiki PKB zyskało nawet euro. Optymizm mogą wprawdzie przejściowo zmącić dane o inflacji, ale wydaje się, że nowa fala słabości USD będzie jeszcze wzbierać.