Informacje o kolejnych cłach od miesięcy są zmorą inwestorów. Tej jesieni było ich mniej, za to pompowane były oczekiwania na porozumienie handlowe z Chinami. Na rynkach panowało przekonanie, że Donald Trump nie zaryzykuje bessy na giełdach i recesji w gospodarce w roku wyborczym, czego efektem były kolejne historyczne maksima na Wall Street. Wczoraj jednak inwestorów sparaliżowały nowe tweety prezydenta, który zapowiedział przywrócenie ceł na import stali i aluminium z Brazylii i Argentyny oraz cła na import niektórych produktów z Francji. Co się zmieniło? Absolutnie nic.
Wszystko co od miesięcy robi prezydent Trump jest podyktowane jego oceną priorytetów kampanii prezydenckiej. Dla Donalda Trumpa nie ma na ten moment nic ważniejszego od reelekcji. Maksima giełdowe pełnią w tej logice ważną funkcję, ale nie „wykarmią" rodzin amerykańskich farmerów – ważnej grupy w elektoracie Republikanów, którzy raczej wielkiego zaangażowania w akcje nie mają. Ostatnie lata nie są łatwe dla farmerów – wysoka podaż i silny dolar sprawiają, że ceny soi i kukurydzy wyrażone w dolarach są niskie, wiele farm bankrutuje. Dodatkowo rozpętana wojna handlowa z Chinami odcięła bardzo ważny rynek zbytu dla producentów soi. Ich miejsce zajęła głównie Brazylia. Ma sens? Nie wierzę, aby Trump faktycznie oskarżał Brazylię i Argentynę o manipulację kursową (tańszy real i peso sprawiają, że eksport soi z tych krajów jest jeszcze bardziej konkurencyjny). Każdy z elementarnym rozeznaniem na rynku walutowym rozumie, że Argentyna jest w epicentrum kryzysu walutowego, a Brazylia walczy, aby go uniknąć. Obydwa kraje przyjęłyby np. interwencję Fed na ich rynkach z „pocałowaniem ręki". Dlaczego więc Trump uderza w Brazylię, swojego sojusznika? Aby przypodobać się swoim wyborcom.
Po euforycznych wzrostach na światowych giełdach korekta wydaje się w pełni zasłużona, ale w mojej ocenie otoczenie Trumpa będzie się starać utrzymać dobrą koniunkturę do wyborów prezydenckich. Wczorajsza sytuacja pokazuje też, że Trump będzie skłonny podpisać z Chinami słabe dla USA porozumienie, o ile będzie ono zawierać znaczące zakupy produktów rolnych. To także ostrzeżenie dla rynków, że po ewentualnej reelekcji czeka nas jeszcze bardziej burzliwa i nieprzewidywalna kadencja (podpowiedź: farmerzy nie będą już Trumpowi potrzebni).
Paradoksalnie wybryki amerykańskiego prezydenta są korzystne dla złotego – przypominają inwestorom o mocnym dolarze, który może stać się wrogiem w kampanii wyborczej. Wczoraj złoty zyskał wobec dolara ponad 1%. O 9:20 euro kosztuje 4,2885 złotego, dolar 3,8692 złotego, frank 3,9055 złotego, zaś funt 5,0212 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA