Jednak to i tak był tydzień niezwykłych emocji. Z rynków pracy spływa coraz więcej absolutnie koszmarnych danych, poniedziałkowe nadzieje na spadek liczby zachorowań nie sprawdziły się, a i tak na najważniejszych rynkach notowaliśmy bardzo mocne wzrosty.
Wczoraj po raz kolejny tuż po publikacji koszmarnych tygodniowych danych o nowych bezrobotnych w USA indeksy akcyjne zaczęły mocno rosnąć. Tym razem jednak powód był szczególny, jednocześnie z publikacją danych Fed ogłosił kolejne programy ratunkowe, o szacunkowej wartości 2,3 biliona dolarów. W ramach tych programów Fed będzie m.in. skupować dług samorządowy oraz wierzytelności bankowe od nowo udzielanych kredytów. W kontrowersyjnym ruchu Fed zapowiedział też możliwość nabywania ETF-ów obligacji korporacyjnych o śmieciowym ratingu. Opublikowane wczoraj dane pokazały, że w ubiegłym tygodniu zakupy aktywów dokonywane przez Fed zwolniły, ale i tak bilans Fed przekroczył już wartość 6 bilionów dolarów, a to oznacza wzrost o blisko 50% od początku roku! Wielu inwestorów słusznie argumentuje, że „walka z Fed" w ostatnich latach była najgorszą z możliwych strategii, z drugiej strony skala zapaści ekonomicznej i jej tempo jest absolutnie bez precedensu. W USA w zaledwie 3 tygodnie pojawiło się ponad 16 milionów wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. W Kanadzie, gdzie rynek pracy jest 8-krotnie mniejszy, tylko w marcu zatrudnienie straciło ponad milion osób, a to z pewnością nie koniec (w USA miesięczny raport w bardzo niewielkim stopniu uchwycił zwolnienia). Czy zatem wiara w Fed jest ślepa? Z pewnością szybkość i szerokość działań podejmowanych przez władze (szczególnie w USA) zamortyzuje w pewnym stopniu szok ekonomiczny. Część zwalnianych osób może nawet skorzystać na przejściu na dość hojny zasiłek. Jednak ile z tych osób szybko znajdzie zatrudnienie, kiedy gospodarka zacznie wracać do życia? Jak konsumenci będą wydawać pieniądze? Prezes Fed mówił wczoraj, że wierzy w szybkie ożywienie, ale chyba nie należało oczekiwać innej odpowiedzi od szefa najważniejszego banku centralnego. Prawda jest taka, że nadal skala zakłóceń gospodarczych jest bardzo niepewna, choć wiemy, że na ten moment jest ogromna, największa w okresie powojennym (a w Polsce największa od początku lat 90-tych).
Dla giełd finalnie kluczowe powinny być wyniki firm. Warto pamiętać, że choć w poprzedniej dekadzie Fed istotnie przyczynił się do przewartościowania akcji, to jednocześnie amerykańskie spółki dość regularnie poprawiały wyniki. Jednak w samym 2008 roku zysk na akcję spadł aż o 80% (dla indeksu S&P500), a nowy rekord zysku na akcję został osiągnięty dopiero w 2011 roku. W 2001 roku ten spadek wyniósł ponad 50%, a inwestorzy czekali do 2004 roku na wzrost zysków powyżej poziomu z 2000 roku (poprzedni szczyt). Czy tym razem będzie inaczej? Pierwsze głosy mówią o spadku zysków o zaledwie 20%, ale dominuje pogląd, że tak naprawdę nic na ten moment nie wiadomo. Być może będziemy wiedzieć więcej po publikacji wyników za pierwszy kwartał (sezon zaczyna się zaraz po Świętach) – wyniki za pierwszy kwartał powinny być nadal dobre, ale firmy jednocześnie przedstawią oczekiwania na cały rok.
Dla złotego tak agresywna polityka Fed jest dobrą wiadomością, powinna ona zapobiegać brakom dolara na rynku, a te są dla walut rynków wschodzących najgroźniejsze. Jednak nieortodoksyjna polityka NBP daje o sobie znać. Wczoraj większość walut rynków wschodzących mocno zyskiwało, a złoty wyraźnie był w tyle. W odróżnieniu do węgierskiego forinta, czy czeskiej korony złoty nie był w stanie umocnić się wobec euro. Dziś o poranku jest spokojnie. O 9:45 euro kosztuje 4,5473 złotego, dolar 4,1517 złotego, frank 4,3007 złotego, zaś funt 5,1828 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA