Sytuacja jest bez dwóch zdań wyjątkowa. Ropa naftowa jest w końcu surowcem, którego potrzebuje cała globalna gospodarka, jej poszukiwanie i wydobycie kosztuje, a jej zasoby są ograniczone. Jak to jest więc możliwe, że ktoś mógł chcieć zapłacić tylko po to, aby ją oddać? Aby to zrozumieć, należy przede wszystkim uświadomić sobie fakt, iż nie ma jednej ceny ropy. Są różne gatunki, o różnych parametrach. Gatunek WTI, bohater wczorajszych wydarzeń, rozliczany jest dostawą w Cushing. Co więcej notowanych jest bardzo wiele serii kontraktów na ten (jak i inne) gatunek, dzięki czemu producenci i rafinerie mogą sobie zagwarantować cenę na określoną ilość ropy w przyszłości, tak aby zmiany bieżącej ceny nie wpłynęły przesadnie na ich wyniki biznesowe. Jak wiadomo, w wyniku restrykcji związanych z koronawirusem świtowa gospodarka bardzo silnie spowolniła, a to oznacza spadek popytu na paliwa. Wszyscy mamy nadzieję, że to przejściowa sytuacja i w przyszłości aktywność gospodarcza, a w ślad za nią popyt na ropę, istotnie odbije. W normalnej sytuacji należałoby rozliczaną dziś ropę kupić tanio i składować, sprzedając z zyskiem w przyszłości (tak zresztą jest to robione, jeśli koszt przechowania jest niższy od różnicy cen kontraktów, kupujący ropę może zainkasować wolny od ryzyka zysk). Problem polega na tym, że rynek ropy już wcześniej był dobrze zaopatrzony, więc cios popytowy, w połączeniu z powolnym dostosowaniem podaży, spowodował szybkie wypełnienie zbiorników z ropą.
Warto zauważyć, że ceny tej samej ropy w kontrakcie czerwcowym wynoszą nieco ponad 20 dolarów za baryłkę, zaś ropa Brent kosztuje nieco ponad 23 dolary. Kolejne serie bardziej oddalonych w czasie kontraktów są jeszcze wyżej – rynek po części zatem dyskontuje normalizację sytuacji, choć tak, ropa jest bardzo tania. Co to oznacza dla rynków? Z jednej strony to impuls do ożywienia i przestrzeń dla banków centralnych do utrzymywanie historycznie niskich stóp procentowych. Z drugiej strony w normalnej sytuacji oznaczałoby to pogrom zadłużonych producentów w USA i ogromne problemy sektora finansowego. Teraz jednak jest inaczej, od kiedy Fed dopuścił możliwość skupu śmieciowych obligacji inwestorzy nie są do końca pewni, jaka przyszłość czeka sektor łupkowy.
Niższa cena ropy jest korzystna dla polskiej gospodarki, choć trzeba pamiętać, że to nie jest tak, że teraz polskim rafineriom ktoś dopłaci za to, że odbiorą ropę. Jak wspomniałem, różne ceny mają różne gatunki, a dodatkowo rafinerie zabezpieczają dużą część przyszłych zakupów. Finalnie, aby impuls wzrostowy z tego kierunku był trwały, niższe ceny musiałyby utrzymać się na dłużej, co z kolei zapewne oznaczałoby trudną sytuację gospodarczą przez dłuższy okres czasu.
Dziś uwaga rynków może przesunąć się nieco na wyniki amerykańskich spółek. Przed sesją raport pokaże m.in. Coca-Cola, po sesji mocno wyczekiwany raport Netflixa. Nerwowość na rynkach nie służy złotemu, który o poranku traci. O 9:35 euro kosztuje 4,5271 złotego, dolar 4,1783 złotego, frank 4,3058 złotego, zaś funt 5,1858 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA