Za sprawą słabości dolara może stać przede wszystkim dosyć słaby miks danych związanych z rynkiem pracy w Stanach Zjednoczonych. Wzrost zatrudnienia wyniósł 49 tys. w styczniu, lecz w sektorze prywatnym zaledwie na poziomie 6 tys. W takim tempie wzrostu długo nie uda się odbudować pełnego zatrudnienia w Stanach Zjednoczonych, nawet jeśli nowa Sekretarz Skarbu Janet Yellen mówi o powrocie do pełnego zatrudnienia w przyszłym roku. Warto wspomnieć, że rewizja zatrudnienia za poprzednie dwa miesiące wyniosła ponad 200 tys. w dół. To spora liczba, nie mówiąc o tym, że tydzień w tydzień dane dotyczące wstępnych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wynoszą ok. 800 tys. Słabe dane to oczywiście potencjalnie słabsza waluta. W tym wypadku to dodatkowy sygnał dla władz monetarnych oraz fiskalnych, że nie jest to czas na odpuszczenie stymulacji, tylko proszenie o więcej. Fed w zasadzie nie ma już amunicji, ale ostatni miesiąc dolar zyskiwał dzięki oczekiwaniu komunikacji o normalizacji polityki monetarnej. Wiele sygnałów inflacyjnych mogło być podstawą, aby Fed zastanowił się nad taperingiem gigantycznego programu QE oraz zaczął mówić o dalekich perspektywach podnoszenia stóp procentowych. Nic takiego się jednak nie stało. Druga rzecz to zatwierdzenie w Senacie pakietu fiskalnego w USA. Nie jest to jednak pełne zwycięstwo, gdyż teraz obie izby Kongresu będą pracowały nad wspólną wersją pakietu wsparcia. Wobec takich wieści, iż na rynek będzie wciąż trafiać ogromna ilość pieniądza, dolar oddaje swoje wcześniejsze wzrosty. Warto zwrócić uwagę na kwestie techniczne – zakres ostatniej korekty na EURUSD wyniósł 400 pipsów, dokładnie tyle samo ile we wrześniu poprzedniego roku. Co więcej samo odbicie postępuje podobnie – obserwujemy objęcie hossy przy odbiciu z ważnego poziomu.
Uwagę polskich inwestorów skupiła z kolei piątkowa konferencja prasowa szefa NBP Adama Glapińskiego. Od pewnego momentu pojawiają się plotki, iż nie zostanie on na drugą kadencję, choć na razie realizuje plan bardzo luźnej polityki monetarnej. Wskazał on, że stopy procentowe przez długi okres prawdopodobnie się nie zmienią, choć podkreślił, że prawdopodobieństwo obniżki jest takie same jakie wcześniej, nie mówiąc jednocześnie nic na temat negatywnych stóp procentowych. W stosunku do interwencji nie mówił o konkretnym poziomie dla złotego, ale wskazał, że zbyt mocny złoty powoduje nadmierne zacieśnienie warunków monetarnych, nie wykluczając kolejnych ruchów w przyszłości.
Mimo wszystko EURPLN pozostaje poniżej poziomu 4,50, który wcześniej określany był przez niektórych „podłogą" dla kursu. Obecnie za euro musimy płacić 4,4830 zł, za franka 4,1393 zł, za dolara 3,7235 zł, natomiast za funta 5,1132 zł.
Michał Stajniak
Starszy Analityk Rynków Finansowych