Jest to zrozumiałe, ponieważ oprócz zwiększania rezerw banku centralnego rozpoczęło się prowadzenie pomocy bezpośredniej w postaci przelewów na rachunki bankowe ludności. Niemniej jednak, żeby to zjawisko przełożyło się na inflację, musiałoby minąć jeszcze dużo czasu, a konsumenci musieliby wrócić do dawnych nawyków zakupowych bez obaw i bez zamykania gospodarek.

Czynnikiem, który już teraz może wpływać na oczekiwania inflacyjne, jest sytuacja na rynku surowców, w tym na rynku ropy naftowej.

Tylko od listopada cena baryłki WTI wzrosła o ponad 40 proc., zbliżając się do 50 USD. Mówimy o najwyższym poziomie od końca lutego. Tak znaczący wzrost cen, tak istotnego dla światowej gospodarki surowca, mógł doprowadzić do wzrostu oczekiwań inflacyjnych w USA do ponad 2 proc. To z kolei jest najwyższą miarą od kwietnia 2019 r.

Jeśli przewidywania co do obecnej fazy cyklu koniunkturalnego się sprawdzą, czyli fazy surowcowej, to te rynki mogą odegrać kluczową rolę dla kształtowania się cen w światowej gospodarce. Być może dzięki temu banki centralne w końcu przestaną narzekać na niską inflację, ale za to na wysoki wzrost cen zaczną narzekać konsumenci. ¶