Chodzi o konflikt w sprawie niewypłacenia 14. pensji uczestnikom sierpniowego strajku przeciwko dalszej prywatyzacji KGHM.
Zarząd uznał, że osoby, które wzięły udział w proteście, mają nieusprawiedliwioną nieobecność w pracy. – Zgodnie z układem zbiorowym pracy dyrektor oddziału może zadecydować o odebraniu pracownikowi prawa do „czternastki” za nieusprawiedliwioną nieobecność, kradzież czy spożywanie alkoholu na terenie zakładu – tłumaczy Anna Osadczuk, rzeczniczka koncernu.
Pieniądze mogą jednak otrzymać ci, którzy podpiszą specjalne oświadczenie przygotowane przez władze firmy – że w strajku uczestniczyli wbrew własnej woli (np. z powodu blokady nie mogli zjechać do kopalni) lub nieświadomie (uwierzyli liderom, że jest legalny). – To działania jak za poprzedniego ustroju: zmuszanie do podpisywania lojalek, zastraszanie i łamanie kręgosłupów. Sierpniowy strajk był legalny i podejmiemy wszelkie działania, by pracownicy otrzymali należne im pieniądze – komentuje Ryszard Zbrzyzny, przewodniczący ZZPPM i poseł Lewicy.
Jednak jak szacuje Osadczuk, do tej pory oświadczenie podpisało 1832 na 1948, czyli 94 proc. pracowników, którym wpisano nieusprawiedliwioną nieobecność w pracy (koncern zatrudnia około 18,5 tys. ludzi). Jak dotąd KGHM nie ma również żadnych informacji o pozwach. Legalność strajku i udział w nim członków rady nadzorczej KGHM (dwóch działaczy związkowych miałoby tym samym działać na szkodę przedsiębiorstwa) z wniosku zarządu bada Prokuratura Okręgowa w Legnicy. Śledztwo zostało przedłużone do końca stycznia.
Nadal nie został wyznaczony termin spotkania zarządu ze związkowcami w sprawie zmian w układzie zbiorowym pracy. Jednym z postulatów związkowców jest podwyżka od 1 stycznia pensji o 300 zł na pracownika (rocznie oznacza to około 68 mln zł dodatkowych kosztów).