W dniu debiutu kurs akcji wszystkich firm był wyższy, niż wynosiła cena sprzedaży, nawet wtedy, kiedy cała giełda w tym czasie traciła. Sprzedając papiery, na otwarciu pierwszej sesji można było zarobić średnio 17,39 proc. Średnia zmiana indeksu WIG od ostatniego dnia zapisów na akcje tych spółek do dnia ich debiutu wyniosła 0,48 proc. Najwięcej, bo aż 34,23 proc., mogli zarobić właściciele akcji PGNiG. Najmniej, bo tylko 8,29 proc., posiadacze papierów Banku Handlowego.
Po debiucie spółki na GPW kurs akcji zwykle rósł, by nieznacznie spaść po około dwóch tygodniach. Później znów rósł przez około dwa miesiące. – Pierwsze tygodnie notowań to czas przetasowań, przede wszystkim z powodu niezaspokojonego popytu instytucji – tłumaczy Dorota Sierakowska, autorka raportu.
Później zaczynała przeważać podaż i po czterech miesiącach notowań stopa zwrotu była niewiele wyższa niż w dniu debiutu (20–23 proc.). Najwyższą stopę zwrotu można było zaobserwować po niecałych ośmiu miesiącach (40,8 proc.). Rok po debiucie średni zysk z akcji był już mniejszy i wynosił 34 proc.
To, że średnia stopa zwrotu po roku była dwukrotnie wyższa niż w dniu debiutu, nie oznacza, że trzymanie akcji było dobrym interesem. Zysk z akcji pięciu z dziewięciu spółek (trzy pozostałe są notowane krócej niż 12 miesięcy) był niższy niż stopa zwrotu z indeksu WIG. Największego pecha mieli ci, którzy trzymali walory KGHM. Ich notowania przez rok spadły o ponad 26 proc., choć WIG wzrósł o przeszło 6 proc.
Najlepiej w pierwszym roku notowań zachowały się akcje BH. Podrożały o ponad 91 proc., choć WIG w tym czasie stracił przeszło 5 proc. – Trudno zakładać, że kurs Tauronu będzie podążać śladem średniej notowań akcji wcześniej debiutujących państwowych firm – zastrzega Dorota Sierakowska. – O ile w dniu debiutu akcje tych spółek zapewniały przyzwoity zysk, to po roku zachowywały się bardzo różnie – dodaje.