Kazimierz Rajczyk, dyrektor zarządzający sektorem energetycznym ING Banku Śląskiego, i Piotr Łuba, partner zarządzający doradztwem biznesowym PwC, uważają, że nasza energetyka znajduje się o krok od miejsca, w którym – jeśli wziąć pod uwagę racjonalność ekonomiczną i niepewność w inwestycjach – zasadne będzie importowanie prądu.
Eksperci w najnowszym opracowaniu „Nie tylko wytwarzanie. O cichej rewolucji w polskiej elektroenergetyce" diagnozują, co zmieniło się w sektorze w ciągu ostatnich pięciu–sześciu lat. Okazuje się, że plany, które jeszcze nie tak dawno pobudzały wyobraźnię i oczekiwania potencjalnych beneficjentów inwestycji, są opóźniane lub odwoływane ze względu na brak stabilnego prawa i polityki państwa.
Eldorado nie nadejdzie
Jak podsumowują eksperci PwC i ING, z deklarowanych w 2008 r. planów budowy 21,5 gigawata nowych mocy, dzisiaj zostało 12,1 GW. Gracze rynkowi, obserwując realne zmiany zapotrzebowania na energię, zrewidowali prognozy dotyczące jego wzrostu w przyszłości – gospodarka będzie się rozwijała, jednak nie w tempie 2,2 proc., jak pierwotnie przyjmowano, tylko wolniejszym. Komisja Europejska szacuje, że w tym roku polskie PKB wzrośnie o nieco ponad 1 proc. Dodatkowo rośnie efektywność wykorzystania energii, co oznacza, że nawet rozwój gospodarczy przestaje pociągać za sobą proporcjonalny skok popytu na prąd (kilka lat temu szacowano, że PKB wyższe o 1 proc. przekłada się na wzrost produkcji prądu o 0,7 proc., obecnie ta zależność jest o wiele słabsza).
Nie sprawdziły się też przewidywania co do poziomu cen energii elektrycznej. Na rynku hurtowym Towarowej Giełdy Energii kształtują się w ostatnich dniach w okolicach 150 zł/MWh, czyli około 20 zł/MWh mniej niż przed rokiem. Prognozy na lata 2014 i 2015 również nie skłaniają inwestorów do optymizmu.
Stąd przestają dziwić wypowiedzi szefów największych firm z branży, że trzeba na nowo zdefiniować modele biznesowe koncernów. Prezes Polskiej Grupy Energetycznej Krzysztof Kilian zakłada, że hurtowe ceny energii, które dzisiaj są na poziomie ok. 20 proc. niższym niż rok wcześniej, mogą pozostać na zbliżonym poziomie nie tylko w nadchodzących kwartałach, ale i do 2020 r.