Notowania spółek energetycznych zachowują się w ostatnim czasie.., niż indeks szerokiego rynku. Pan jednak nie zalicza się do optymistów, jeżeli chodzi o ten sektor.
Na rynku panuje konsensus, co do tego, że ceny energii w Polsce będą rosnąć do poziomu wyższego niż w Niemczech. Analitycy biorą bowiem pod uwagę ograniczone możliwości importu prądu z zagranicy, oligopol na rynku i brak nadpodaży. Oceniam jednak, że te przewidywania nie do końca są słuszne. Pamiętajmy, że ceny rynkowe ustalane są przez elektrownie bazujące na węglu kamiennym. Czekają nas inwestycje w nowe bloki, których sprawność będzie znacznie większa, niż obecnych. Przekłada się to na niższe koszty wytwarzania prądu. Za 5-6 lat to nowe elektrownie (a plany inwestycyjne mówią o blokach o mocy rzędu 8 tys. MW) będą ustalać ceny – zapewne niższe.
Istnieje również ryzyko nadpodaży, bowiem gospodarkę czeka okres spowolnienia, co wiąże się z mniejszym tempem wzrostu zapotrzebowania na prąd. W efekcie wzrost nowych mocy może nie być zrekompensowany przez wzrost popytu. To oznacza, że polski rynek energii, na którym obecnie tzw. reserve margin jest niski, może za kilka lat być rynkiem o cechach nadpodaży produkcji.
Spółki energetyczne czeka także spadek marż wytwórczych w związku z rosnącymi kosztami emisji CO2 od 2013 r. Do tej pory 90 proc. emisji nie było kosztami „cashowymi", od 2013 roku średnio tylko około 50 proc. kosztów CO2 będzie darmowe. Ale to wszystko nie oznacza, że czeka nas drastyczne załamanie rentowności w 2013 roku. Po prostu inwestorzy muszą zdawać sobie sprawę z negatywnych trendów w segmencie wytwórczym (stopniowy spadek rentowności z biegiem czasu), które mogą, ale nie muszą być zrekompensowane przez wzrost zysku z dystrybucji.
Wspomniał Pan o mega-inwestycjach, jakie czekają ten sektor. Tymczasem mamy do czynienia z rosnącym kosztem emisji obligacji korporacyjnych. Czy polskie koncerny poradzą sobie z finansowaniem budowy nowych bloków? I czy mają dostateczne doświadczenie, aby dopiąć wszystkie projekty?