Łatwo było zdecydować zarządowi o 130 mln zł nagrody z zysku za 2011 r. dla załogi w obliczu trwającego w spółce płacowego sporu zbiorowego?
Spór prowadzimy ze związkami, nie z pracownikami. Zysk w roku ubiegłym był wyższy niż w 2010 r., a wtedy też wnioskowaliśmy o 130 mln zł nagrody dla naszej załogi (właściciel dodał wtedy jeszcze 30 mln zł – red.). Musimy pokazać górnikom, że jeśli jest zysk, to się nim dzielimy. Nie możemy jednak zgodzić się na 7-proc. podwyżki płac na ten rok, które również kosztowałaby 130 mln zł, ale stałaby się częścią kosztów stałych i podstawą do kolejnych podwyżek w przyszłości.
A czy myśli pan, że 30 proc. zysku na dywidendę wystarczy?
To zgodne z zapisem prospektu emisyjnego, a także jest zbliżone do dotychczasowej polityki właściciela państwowego. Naszych nowych akcjonariuszy na taki poziom przygotowywaliśmy od początku, od debiutu, bo tyle zapisaliśmy w naszym prospekcie. Myślę, że taki poziom godzi interesy wszystkich naszych inwestorów, a jednocześnie zapewnia nam środki na realizację zaplanowanych inwestycji. Nagradza też załogę, a jednocześnie nie powoduje wzrostu kosztów stałych. Jedyni niezadowoleni to niewielka grupa liderów związkowych.
- rozmawiała Karolina Baca