Polska Grupa Energetyczna to państwowy potentat traktowany trochę jak James Bond – działający na zlecenie rządu agent do zadań specjalnych. Trzeba zacząć przygotowania do budowy elektrowni jądrowej? Dofinansować poszukiwania gazu łupkowego? Zbudować nieopłacalne w dzisiejszych warunkach elektrownie węglowe? Wszystko to można zlecić Polskiej Grupie Energetycznej.
Rynek nie lubi rozrzutności
Co inwestorzy giełdowi sądzą o takim podejściu do PGE, pokazali niedawno bardzo wyraźnie. Kiedy po rynku rozeszła się plotka, że z szykowanej przez spółkę nowej strategii wypaść może przynajmniej jedna, ale za to najbardziej kosztowna inwestycja, czyli budowa dwóch bloków w Elektrowni Opole, kurs PGE w ciągu kilku godzin wzrósł o 5 proc.
Dwa bloki w Opolu miałyby kosztować łącznie 9,4 mld zł netto (czyli 11,6 mld zł brutto). Budowa nowej jednostki wytwórczej w Elektrowni Turów, która według dotychczasowego planu miała ruszyć do 2017 r., to wydatek rzędu blisko 5 mld zł (choć spółka pierwotnie planowała, że będzie to 2,5 mld zł i nie wiadomo, czy wobec ofert przewyższających oczekiwania przetarg w tej sprawie zostanie rozstrzygnięty). Gdyby doszło do budowy elektrowni jądrowej, to PGE musiałaby wydać?do 2025 r. około 20 mld zł. W tle cały czas są inwestycje w majątek sieciowy, którego nie można pozostawić w obecnym stanie.
Jednak rosnące nakłady są nie w smak instytucjom finansowym – mniejszościowym akcjonariuszom PGE – liczącym na stabilne wpływy z dywidend,?zwłaszcza że wobec osłabienia gospodarki produkowana i sprzedawana przez grupę energia tanieje.
Wiadomo, że wobec decydującego głosu Skarbu Państwa, realizowane mają być przede wszystkim cele rządu. Realizowane przez nią i innych państwowych potentatów inwestycje mają napędzać gospodarkę. I nie zapowiada się, by Skarb Państwa mógł dać PGE taryfę ulgową w tej kwestii.