Polski rząd zdecydował się na konsolidację polskiej chemii wokół Zakładów Azotowych w Tarnowie (dziś Grupa Azoty). Czy te działania idą w dobrym kierunku?
Dobrze się stało, że doszło do konsolidacji. W historii było już wiele programów prywatyzacji i restrukturyzacji polskiej chemii. Jak do tej pory wiele się o tym mówiło, ale brakowało konkretnych decyzji i działań. Wszystkie programy były znakomite, ale żaden nie został wdrożony. Ostatecznie branżę zaczęto konsolidować zupełnie przypadkiem.
Dlaczego przypadkiem?
W pewnym momencie uznano, że konieczna jest prywatyzacja chemii i wzmocnienie pozycji konkurencyjnej polskich firm chemicznych. Nie było jednak chętnych, aby te spółki kupić. W tarapaty finansowe popadły Zakłady Azotowe w Kędzierzynie-Koźlu i ktoś musiał je ratować. Skarb Państwa bezpośrednio takich inwestycji robić nie może, bo byłaby to pomoc publiczna. Dlatego zdecydowano, że zostanie podniesiony kapitał zakładowy i akcje obejmie spółka z Tarnowa. I to był pierwszy krok w kierunku konsolidacji. Potem nastąpiło przejęcie spółki z Polic, która też była w trudnej sytuacji finansowej i organizacyjnej. Również w tym przypadku pomocną dłoń wyciągnęły mocno już stojące finansowo zakłady w Tarnowie. Tarnów był w dobrej kondycji, nie realizował wielkiego programu inwestycyjnego, dlatego mógł przeznaczać środki na akwizycje. A ostatnia inwestycja w Zakłady Azotowe Puławy to już była typowa ochrona przed wrogim przejęciem przez firmę rosyjską.
Dzięki temu powstała grupa skupiająca cztery potężne zakłady chemiczne. Czy poszczególne spółki zyskają na takim połączeniu?