Aby osiągnąć ten cel, związkowcy skrzykują w kopalniach masówki, podczas których wyjaśniają, jakie są ich oczekiwania wobec zarządu firmy, i podkreślają, że brak porozumienia będzie prawdopodobnie oznaczać spór zbiorowy.

Moment jest krytyczny. Spotkanie między związkowcami a menedżerami firmy w ostatni poniedziałek skończyło się patem: zarząd poprosił o dodatkowe dwa tygodnie na analizę skutków postulatów płacowych górników dla kondycji PGG. Ci z kolei oczekują interwencji ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego. „Bierność zarządu działa na niekorzyść firmy, powodując rosnącą presję płacową wśród załóg kopalń spółki, odchodzenie fachowców do innych spółek węglowych" – piszą w liście skierowanym do Tchórzewskiego.

Szef resortu energii zgodził się na wzięcie udziału w rozmowach, ale postawił też warunek: najpierw muszą być znane wyniki wspomnianych analiz. Jak można przypuszczać, ministerstwo nie opowie się jednoznacznie za spełnieniem postulatów górników. – Przed PGG rysuje się dzisiaj bardzo dobry i perspektywiczny horyzont, ale wymaga on dużych nakładów i dużej mobilizacji. I dzisiaj zostało to też zakomunikowane stronie społecznej – podkreślił Adam Gawęda, wiceminister energii odpowiedzialny za górnictwo. Z kolei związkowcy sugerują, że brak porozumienia może skutkować sporem zbiorowym.

Burzliwe rozmowy płacowe w PGG trwają od początku sierpnia. Najważniejsze postulaty górników to przede wszystkim 12-proc. podwyżka płac od 2020 r., ale też przedłużenie zapisów zawartych w porozumieniu podpisanym w kwietniu 2018 r. Dotyczy ono tzw. dodatku gwarantowanego: dopłat do dniówek, sięgających od 18 do 32 zł. Chodzi o to, by dodatek ten był wliczany do kwoty, na podstawie której kalkuluje się nagrody barbórkowe oraz tzw. czternastki. Górnicy z PGG oczekują również wypłacenia rekompensat za listopad i grudzień 2019 r.

Na początku sierpnia górnikom udało się wywalczyć dla 42 tys. pracowników firmy jednorazowe nagrody, których wysokość sięgała od 900 do 1550 zł brutto. PGG przeznaczyła na nie 70 mln zł.