Zawodowo: podróżujący między Izraelem, Polską, Czechami, Węgrami, a ostatnio coraz więcej Rumunią i Bułgarią, prezes i współwłaściciel największej sieci multipleksów w Europie Środkowo-Wschodniej – Cinema City. Wykształcenie: studia ekonomiczne na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Prywatnie? O tej stronie swojego życia lubić nie mówi. – Rodzina powinna mieć prawo do prywatności – tłumaczy. Zdradza jednak, że jest ojcem trojga dzieci, wolny czas spędza z najbliższymi, a po jego domu biegają dwa małe psy. Nie uprawia sportu. Nie, bo nie.
Osoby, które znają szefa Cinema City, wiedzą jednak, że jest on fanem piłki nożnej i od lat wiernym kibicem drużyny Maccabi Tel Aviv. Przeżywa zwycięstwa, porażki, transfery nowych piłkarzy. W ostatnim sezonie, gdy Macabi grało w Lidze Mistrzów, prezes Cinema City wraz z bratem i synami starali się znaleźć czas na wyjazd do Monachium na mecz z Bayernem. – To fajne. Jest w tym dla mnie coś z chłopięcej przygody i świadczy o tym, że pracuje się po to, żeby żyć, a nie tylko żyje, aby pracować – mówi jeden z naszych rozmówców.
[srodtytul]Od pucybuta do miliardera[/srodtytul]
58-letni Mooky Greidinger wierzy, że ciężka praca i profesjonalizm przynoszą sukces. Lubi podkreślać, że w jego firmie pracownicy mają nieograniczone możliwości rozwoju. Jego dziadek, Anglik, przyjechał z Wielkiej Brytanii do Izraela w latach 20. ubiegłego stulecia. Jako człowiek interesu zajmował się w życiu wieloma rzeczami.
W czasie gdy dotarł do Izraela – sprzedawał na dużą skalę... jajka. Bardzo szybko uruchomił pierwsze kino. Młody Mooky zaczął pracę w biznesie kinowym bardzo wcześnie. – Opróżniałem popielniczki, myłem podłogi, pracowałem w kasie biletowej, obsługiwałem projektory. Wykonywałem każdą pracę w kinie – mówi Greidinger. – W listopadzie 1976 r. formalnie dołączyłem do zarządu firmy.