Początek miesiąca był dość obiecujący, szczególnie w obliczu zapowiedzianej przez nowe władze japońskiego banku centralnego bezprecedensowej akcji zwiększenia bazy monetarnej. Amerykański indeks S&P500 zdołał nawet pobić swój historyczny szczyt z 2007 roku i to pomimo wysypu gorszych od oczekiwań danych ekonomicznych z USA. Niestety krach na rynku metali szlachetnych, który rozprzestrzenił się na resztę surowców, oraz rozczarowujący odczyt chińskiego PKB doprowadziły do zmiany nastrojów na giełdach. Głównym powodem gwałtownej przeceny na rynkach wschodzących (w tym w Polsce) oraz pogorszenia sentymentu w USA była fala gorszych danych ekonomicznych, która rozlała się w ubiegłym miesiącu po całym świecie. Publikowane w Stanach Zjednoczonych, Europie oraz Chinach niższe niż spodziewane odczyty wskaźników PMI, zatrudniania czy produkcji podważyły przekonanie inwestorów o możliwości odbicia światowej gospodarki w drugim półroczu. Na ryzyko braku takiej poprawy mocno zareagowały aktywa silnie uzależnione od cyklu koniunkturalnego, czyli surowce. Ponieważ, zgodnie z historycznym wzorcem, rynki ropy czy metali przemysłowych z pewnym opóźnieniem reagują na zmiany w stanie gospodarki światowej, przedłużająca się stagnacja, czyli okres uklepywania dna w gospodarce, dociska ich ceny (wykres 1).
Podobieństwa do kryzysu z początku lat 90.
Z podobnym zjawiskiem, czyli wystąpieniem dłuższego okresu stagnacji w światowej gospodarce, mieliśmy do czynienia dwie dekady temu, podczas kryzysu na początku lat 90. Świat dość długo nie mógł się podnieść z recesji związanej z problemami sektora bankowego i rynku nieruchomości. Stany Zjednoczone, tak jak dziś, wyszły z zamieszania, które same wywołały obronną ręką. Europa natomiast wpadła w recesję w momencie, w którym Amerykanie przechodzili przez gospodarczą stabilizację. Bankrutowała północna część Starego Kontynentu, podobnie jak obecnie jego południowe peryferia. Również rynki wschodzące przeżywały ekonomiczne spowolnienie, ale zdołały dość szybko się odrodzić.
Tym samym wyprzedziły nieco odreagowanie w krajach rozwiniętych. Podobnie jak dziś ceny surowców okazywały słabość, spadając wraz z inflacją. Dopiero pod koniec 1993 roku, kiedy jednocześnie sytuacja gospodarcza w USA, Europie i na rynkach wschodzących zaczęła wskazywać na wyraźną poprawę, rynki surowcowe zareagowały. Chociaż istnieje wiele różnic pomiędzy tymi dwoma okresami, to jednak generalna wizja wychodzenia ze stagnacji może się powtórzyć (wykres 2).
Z tego też względu moim zdaniem ostatnie spadki cen wielu surowców, w tym metali szlachetnych, nie muszą oznaczać długotrwałej bessy. Mogą być jedynie krachem analogicznym do tego, który przeszły rynki akcji w sierpniu 2011 roku. Mogą stanowić wyraz zniecierpliwienia inwestorów przedłużającą się stagnacją i brakiem wyraźnej presji inflacyjnej.
Rozwiązania w Kraju Kwitnącej Wiśni
Jest jednak jedno państwo, w którym wybór pomiędzy stagnacją a wzrostem został już dokonany, i to na korzyść tego ostatniego (przynajmniej w oczekiwaniach uczestników rynku). W przeciwieństwie do inwestorów ze Stanów Zjednoczonych, Europy oraz rynków wschodzących Japończycy uwierzyli w siłę sprawczą zapowiedzi płynących z rządu oraz z banku centralnego i znacząco podwyższyli od początku tego roku swoje oczekiwania dotyczące wzrostu PKB w 2013 roku (wykres 3). Co ważniejsze, dali się dość łatwo omamić wizją dynamicznego wzrostu cen konsumpcyjnych, których rynkowe przewidywania drastycznie rozmijają się obecnie z rzeczywistością. Ta nagła zmiana zdania co do oczekiwanego rozwoju Kraju Kwitnącej Wiśni jest szczególnie widoczna we wzroście cen akcji na tokijskiej giełdzie. W efekcie indeksy giełdowe wyraźnie rozminęły się z dzisiejszym stanem gospodarki tego kraju.