Wydaje mi się, że w przypadku ostatniego poniedziałku chodziło o reakcję inwestorów zagranicznych na zmiany w OFE. Wiadomość o tym, że minimalny limit inwestycji w akcje na poziomie 75 proc. zostaje, rynki „przetrawiły" dopiero w weekend. Inwestorzy zagraniczni od dłuższego czasu dużą uwagę zwracali na to, co się może stać z OFE. W związku z tym z ulgą przyjęli informację, że nie będzie nadmiernej podaży akcji ze strony funduszy emerytalnych, przynajmniej w początkowym okresie obowiązywania nowej ustawy. Stąd euforia.
Oderwana od fundamentów, sądząc po tym, jak drogie już są banki teraz.
W tym sektorze hossa trwa od kilku miesięcy – ceny akcji banków wykazują znacznie silniejszą tendencję wzrostową niż WIG20. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest odwrót globalnego kapitału od giełdy w Stambule, na której wciąż dominuje sektor finansowy. Przypuszczam, że część tego kapitału trafiła na nasz rynek, który w tym okresie cechowała znacznie spokojniejsza sytuacja geopolityczna. Dodatkowo, pomimo wysokich wycen, część polskich banków wciąż ma wyższą stopę dywidendy niż ich tureckie odpowiedniki. Krótkoterminowo również fundamenty przemawiają za polskimi bankami. Marża odsetkowa banków tureckich jest obecnie pod presją za sprawą wygasających obligacji inflacyjnych (tzw. CPI-linkers), których rentowność znacznie przewyższa stopy, po których banki reinwestują kapitał. A także ze względu na wzrost krótkoterminowych stóp procentowych przekładający się na niższą rentowność działalności podstawowej (różnica pomiędzy zapadalnością aktywów i pasywów w przypadku banków tureckich jest relatywnie duża). Natomiast w przypadku polskich banków antycypowany wzrost krótkoterminowych stóp procentowych w przyszłości, który inwestorzy najprawdopodobniej w dużej części już teraz dyskontują, generalnie powinien pozytywnie przełożyć się na rentowności podstawowej działalności. Jednak w dłuższym okresie tureckie banki mają znacznie większy potencjał niż nasze, mierzony wzrostem sumy bilansowej. Tureckie banki, za sprawą wciąż niskiego nasycenia rynku usługami finansowymi, w najbliższych kilku latach mogą zwiększać swoje bilanse nawet o kilkadziesiąt proc., podczas gdy w Polsce jest to skromny, jednocyfrowy wzrost. Dodając do tego obecne wyceny sięgające w Polsce nawet 20 w przypadku wskaźnika C/Z można pokusić się o stwierdzenie, że hossa w polskich bankach jest już bardzo zaawansowana. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że 2014 może być podobny do 2012, kiedy giełda turecka znacznie lepiej radziła sobie od naszej.
Niemniej jednak rekomendacje dla polskich banków są optymistyczne. DI Investors rozpoczął wydawanie rekomendacji dla trzech największych banków w Polsce – PKO BP, Pekao i BZ WBK od „kupuj" lub „trzymaj".
Za inwestycją w polskie banki przemawiają teraz dwa argumenty. Pierwszy to wzrost gospodarczy. Uważam, że podobnie jak w III kw., wzrost PKB w IV kw. może być znacznie wyższy niż oczekiwane przez ekonomistów 2 proc. Osobiście oczekuję wzrostu na poziomie 2,5 proc. w tym okresie. Podobnie może być w całym 2014. Zwykle ożywienie gospodarcze sprawia, że w bankach spadają koszty ryzyka związane z odpisami nieregularnych kredytów. Jest to jeden z czynników uzasadniających premię, z którą są notowane polskie banki względem instytucji z innych krajów w naszym regionie. Drugi to dywidenda. Część polskich banków będzie mogła w 2014 r. wypłacić wyższą dywidendę niż w tym roku za sprawą złagodzonej rekomendacji KNF, która dopuszcza wypłatę 100 proc. zysku akcjonariuszom. Współczynniki wypłacalności polskich banków wskazują na przekapitalizowanie tych instytucji. Część inwestorów liczy zapewne na ekstradywidendy w przyszłości, pod warunkiem że KNF złagodzi swoje wytyczne w tym zakresie. Z drugiej strony przekapitalizowanie polskich banków może rodzić obawy co do podaży akcji ze strony inwestorów strategicznych, tak jak miało to miejsce w przypadku sprzedaży akcji Pekao przez UniCredit. Czynnikiem, który może przerwać dobrą passę wycen polskich banków, może być wzrost długoterminowych stóp procentowych. W pewnym momencie inwestorzy mogą dojść do wniosku, że bardziej opłacalna jest inwestycja w polskie obligacje rządowe niż w banki dywidendowe, których stopa dywidendy będzie relatywnie mniej atrakcyjna w porównaniu z rentownością obligacji.
Wspomniał pan o bankach tureckich – giełda w Stambule najgorsze ma już za sobą? Część ekspertów przekonuje, że nie warto wracać na rynki wschodzące, dopóki nie wiadomo, jak będzie wyglądało ograniczanie QE.