Rok temu powiedział pan, że w 2013 r. polskie akcje będą mocne i nie będzie się w tym roku opłacało szukać na siłę dywersyfikacji poza Polską. W sumie nieźle trafiliście. Jakie są wasze prognozy na 2014 r.?
Rzeczywiście nieźle trafiliśmy wtedy, zresztą nie tylko w tych dwóch kwestiach. Mówiliśmy również, że hossa na obligacjach skarbowych się skończy i tak się faktycznie stało. Twierdziliśmy również, że warto inwestować w Japonii. Na przyszły rok widzimy trzy główne tematy inwestycyjne. Pierwszy dotyczy oczekiwań odnośnie do wzrostu gospodarczego na całym świecie. Są one raczej umiarkowane. Podobnie jak większość analityków, jesteśmy przekonani, że gospodarka światowa będzie wychodzić z dołka, jednak bardzo powoli. Dlatego jeżeli okaże się, że PKB rośnie bardziej dynamicznie, niż oczekują ekonomiści – rynki mogą to żywiołowo „przereagować".
Mówimy o rynkach rozwiniętych czy wschodzących? O ile ożywienie na rynkach rozwiniętych jest faktem, wygląda na to, że rynki wschodzące będą musiały jeszcze na nie poczekać.
Z perspektywy globalnego wzrostu gospodarczego to, co się dzieje na rynkach rozwiniętych jest najważniejsze. Oczekujemy, że dynamika wzrostu na rynkach rozwiniętych dalej będzie się poprawiać i choć na rynkach rozwijających się nominalnie będzie ona wyższa niż w „starych gospodarkach", to wcale nie musi być lepsza niż w tym roku. Przykład – w Chinach oczekuje się wzrostu PKB w 2014 r. o 7,5 proc., który będzie obniżał się do 7 proc. Dla każdej europejskiej gospodarki jest to zawrotne tempo – w Chinach nikogo jednak nie zachwyca. Jeżeli w strefie euro, której wzrost PKB oscylował przez ostatnie lata wokół zera, gospodarka wzrośnie o 1 proc. – to będzie naprawdę duży skok. Dlatego właśnie, co widzieliśmy już wyraźnie w tym roku, inwestorzy przez lata zakochani w emerging markets wracają na rynki rozwinięte. Naszym zdaniem ten trend będzie wciąż wyraźny, również w 2014. W tym roku dużo się mówiło o rotacji z inwestycji w obligacje w kierunku akcji. Dużo się o tym mówiło, dane jednak nie potwierdzają tej teorii. Widzieliśmy dodatnie napływy do funduszy akcji, jednak bez prawdziwych odpływów z funduszy obligacji. To się powoli zaczyna zmieniać. Myślę, że dopiero w 2014 możemy zobaczyć tzw. wielką rotację, co oznacza, że rentowności obligacji – również polskich – mogą jeszcze wzrosnąć (ceny spaść). Na giełdzie zauważymy też prawdopodobnie przesunięcie z sektorów defensywnych do cyklicznych, pod warunkiem że dynamika PKB rzeczywiście dalej będzie przyspieszać. Na rynkach rozwiniętych spółki dywidendowe, których akcje są następne w kolejce do portfeli inwestorów po obligacjach, kiedy rośnie apetyt na ryzyko, to przedsiębiorstwa bardzo defensywne. Duzi instytucjonalni gracze na całym świecie wracają do ryzykownych aktywów. Ich apetyt na ryzyko będzie rósł w przyszłym roku.
W Polsce to przesunięcie mamy za sobą – spółki cykliczne już mocno zdrożały.