Kilkaset osób, w większości pracujących w Londynie bardzo blisko siebie, praktycznie bez żadnej kontroli ustala stopy procentowe, z którymi powiązane są instrumenty finansowe warte setki bilionów USD. Ta procedura, nadzór nad nią i kary za jej naruszanie są rażąco niewłaściwe – tak proces ustalania stawek LIBOR scharakteryzował kilka miesięcy temu Mark Sunshine, prezes amerykańskiej firmy kredytowej Veritas Financial Partners.
Choć już wtedy w wielu krajach trwały śledztwa w sprawie manipulowania przez banki tymi kluczowymi wskaźnikami kosztu kredytu, na ogromną aferę jeszcze się nie zanosiło. Dziś pod słowami Sunshine'a podpisałoby się zapewne pół świata finansów, włącznie z prezesami najważniejszych banków centralnych, którzy coraz częściej przyznają, że LIBOR nie da się już naprawić i trzeba poszukać dla niego alternatyw.
Spóźnione śledztwo
O manipulacjach stopami LIBOR głośno zrobiło się pod koniec czerwca, gdy nadzory finansowe w USA i Wielkiej Brytanii ukarały za to bank Barclays. Ale podejrzenia, że instytucje zaangażowane w obliczanie tych stawek nie postępują uczciwie, pojawiły się znacznie wcześniej. Bank Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) zwracał uwagę na taką możliwość już w marcu 2008 r.
Podstawę do podejrzeń dała konstrukcja 150 stawek LIBOR, które mają wskazywać obowiązujące na londyńskim rynku międzybankowym oprocentowanie pożyczek w dziesięciu różnych walutach, na okres od jednego dnia do roku. Agencja Reutera, która oblicza je codziennie na zlecenie Brytyjskiego Stowarzyszenia Bankowców (BBA), robi to na podstawie szacunków kilkunastu banków co do tego, ile kosztowałoby je zaciągnięcie kredytu w innych instytucjach z tego gremium (pomija przy tym cztery najniższe i cztery najwyższe zgłoszenia dla każdej waluty oraz każdego okresu kredytowania). W czasie kryzysu finansowego, gdy banki przestały sobie ufać i udzielać pożyczek na dłużej niż jeden dzień, te szacunki miały nikłe podstawy.
Jak wynika ze śledztw w tej sprawie, toczących się od niemal dwóch lat w USA i Wielkiej Brytanii, większość banków uczestniczących w procesie ustalania LIBOR od połowy 2008 r. podawała Reutersowi zaniżone koszty zadłużania się, aby poprawić swoją reputację. Dane te, które są także publikowane, uchodzą bowiem za miernik wiarygodności banków w oczach kontrahentów. Z kolei wcześniej, przed kryzysem, niektóre instytucje próbowały wpływać na stawki LIBOR tak, aby poprawić swoje wyniki z inwestycji w powiązane z nimi instrumenty finansowe.