Jak mówią pracownicy, „to człowiek od kosmosu" w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pracę na ziemi, nad codziennym kontrolowaniem, by wszystko działało, zostawia innym. Prezes PZU jest postrzegany jako wizjoner, który już samymi swoimi osiągnięciami motywuje pracownika i sprawia, że sam podnosi sobie poprzeczkę. Do Andrzeja Klesyka nie przychodzi się z małymi rzeczami. On zleca zadanie i chce otrzymać gotowe rozwiązanie. Nie lubi przestawiać klocków, lecz zobaczyć budowlę gotową – zgodnie z jego koncepcją.
Spontaniczny perfekcjonista
W PZU mało kto zna go osobiście. Nie jest typem szefa, który idzie spotkać się z pracownikami. Firmę traktuje jako machinę, której strategią zarządza. Nie lubi być angażowany w proces produkcyjny.
– To postać, którą niektórzy w firmie porównują do boga: wiadomo, że istnieje, ale nikt go nie widział – mówi jeden z dyrektorów. Jednocześnie każdy może napisać do prezesa maila, a gdy ten dowie się, że ktoś ma problem zdrowotny, sam wydzwania i uruchamia kontakty, by pomóc dostać się do najlepszego specjalisty.
Szef PZU szuka u współpracowników trzech cech: perfekcyjności, samodzielności oraz silnego charakteru, przejawiającego się umiejętnością podejmowania decyzji. Gdy ktoś nie spełnia tych kryteriów, musi odejść, bo z prezesem się nie dogada. Jego kalendarz jest perfekcyjnie zorganizowany, co oznacza zapełnienie go tematami biznesowymi średnio przez 16 godzin na dobę. Spontaniczny jest za to, planując wakacje – raczej aktywne i rzadko w miejscu, które już zna.
Jest charyzmatycznym mówcą, bardzo dobrze znającym angielski, obytym w świecie, ze znajomymi na najwyższych stołkach. To efekt m.in. studiów MBA w Harvard Business School. Był jednym z dwóch pierwszych Polaków, którzy zdobyli ten dyplom. Prezes lubi być w świetle jupiterów, gdy wszystkie oczy są na niego zwrócone. Może to przyzwyczajenie z czasów, gdy wraz z żoną zdobywał mistrzowskie tytuły w tańcu towarzyskim.