Człowiek od kosmosu w ubezpieczeniach

Andrzej Klesyk nie lubi podejmować decyzji. Ludzi do zespołu dobiera tak, by mieć pewność, że zlecone zadania wykonają perfekcyjnie. On w tym czasie planuje strategicznie i tworzy wizję spółki

Aktualizacja: 14.02.2017 22:29 Publikacja: 23.10.2012 13:00

Człowiek od kosmosu w ubezpieczeniach

Foto: Archiwum

Jak mówią pracownicy, „to człowiek od kosmosu" w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pracę na ziemi, nad codziennym kontrolowaniem, by wszystko działało, zostawia innym. Prezes PZU jest postrzegany jako wizjoner, który już samymi swoimi osiągnięciami motywuje pracownika i sprawia, że sam podnosi sobie poprzeczkę. Do Andrzeja Klesyka nie przychodzi się z małymi rzeczami. On zleca zadanie i chce otrzymać gotowe rozwiązanie. Nie lubi przestawiać klocków, lecz zobaczyć budowlę gotową – zgodnie z jego koncepcją.

Spontaniczny perfekcjonista

W PZU mało kto zna go osobiście. Nie jest typem szefa, który idzie spotkać się z pracownikami. Firmę traktuje jako machinę, której strategią zarządza. Nie lubi być angażowany w proces produkcyjny.

– To postać, którą niektórzy w firmie porównują do boga: wiadomo, że istnieje, ale nikt go nie widział – mówi jeden z dyrektorów. Jednocześnie każdy może napisać do prezesa maila, a gdy ten dowie się, że ktoś ma problem zdrowotny, sam wydzwania i uruchamia kontakty, by pomóc dostać się do najlepszego specjalisty.

Szef PZU szuka u współpracowników trzech cech: perfekcyjności, samodzielności oraz silnego charakteru, przejawiającego się umiejętnością podejmowania decyzji. Gdy ktoś nie spełnia tych kryteriów, musi odejść, bo z prezesem się nie dogada. Jego kalendarz jest perfekcyjnie zorganizowany, co oznacza zapełnienie go tematami biznesowymi średnio przez 16 godzin na dobę. Spontaniczny jest za to, planując wakacje – raczej aktywne i rzadko w miejscu, które już zna.

Jest charyzmatycznym mówcą, bardzo dobrze znającym angielski, obytym w świecie, ze znajomymi na najwyższych stołkach. To efekt m.in. studiów MBA w Harvard Business School. Był jednym z dwóch pierwszych Polaków, którzy zdobyli ten dyplom. Prezes lubi być w świetle jupiterów, gdy wszystkie oczy są na niego zwrócone. Może to przyzwyczajenie z czasów, gdy wraz z żoną zdobywał mistrzowskie tytuły w tańcu towarzyskim.

Grono biznesowych kontaktów Andrzeja Klesyka jest niezwykle rozległe, i praktycznie brak w nim wrogów. Nawet w prywatnych rozmowach obecni i dawni współpracownicy mówią o nim w samych superlatywach. Zarówno jako o przełożonym, jak i o człowieku. Może tylko część polskiej branży ubezpieczeniowej jest wobec niego mniej przychylna, co jednak wielu tłumaczy zazdrością.

Co po PZU?

– Myślę, że po PZU odpowiednie będzie stanowisko szefa dużego banku lub jednej z grup ubezpieczeniowych na zagranicznym rynku. Na pewno jednak nie wróci do consultingu. Mimo że przepracował tam wiele lat, trudno spotkać osobę, która bardziej nie znosi podobnych firm – mówi David Putts, który z Klesykiem współtworzył bank Inteligo, a później pracował w PZU.

Nie jest szefem-sknerą, jednak płaci adekwatnie do umiejętności. – To typ prezesa, który nie żyje na innej planecie, tylko doskonale wie, ile kosztuje mleko i chleb. Zna wartość pieniądza, ale też danej osoby. I właśnie biorąc te dwa czynniki pod uwagę decyduje, na jaką pensję kto zasługuje – mówi Olga Zarachowicz, dyrektor zarządzający ds. HR w PZU.

To, co nakręca go do pracy, to chęć wyprowadzenia PZU na najwłaściwsze z punktu widzenia rynku tory. – Dokonał rzeczy bardzo ważnych i trudnych: zmienia system IT, co w firmie tak ogromnej jest kolosalnym wyzwaniem, którego podjęcia wielu szefów PZU mogło się obawiać. Zrestrukturyzował też system likwidacji szkód, który ma kapitalne znaczenie dla wyników finansowych każdej firmy ubezpieczeniowej – mówi Franciszek Hutten-Czapski, partner w Boston Consulting Group. Andrzej Klesyk był niegdyś w BCG jego szefem. Na pewno w decyzji o tym, co po PZU, poradzi się żony oraz weźmie pod uwagę ambicje nastoletniej córki. Rodzina jest dla niego bardzo ważna.

Jego współpracownicy narzekają, że często nie wiedzą, co szef myśli. – Zdarza się nawet, że ktoś dzwoni z pytaniem do mnie, bo z uwagi na naszą bardzo długą znajomość mogę być pomocny w wyjaśnieniu czasem niejednoznacznych komentarzy Andrzeja. To wynik tego, że nie zawsze słucha ludzi, a jeśli nawet, podchodzi często do nich sceptycznie, gdy nie ma pewności, że może im zaufać – mówi David Putts. Niewyrażanie się wprost niektórzy współpracownicy negatywnie komentują w kontekście szans na poprawę pracy. – Prezes nie potrafi człowieka złajać. Powiedzieć, że nie wywiązał się z zadania. A niektórym, żeby zrozumieli i poprawili się, trzeba kawę na ławę wykrzyczeć – mówi jeden z menedżerów wysokiego szczebla. Prawdą jest jednak, że gdy ktoś nawali kilka razy, nie dostaje kolejnej szansy. Klesyk nie ma problemu ze zwalnianiem ludzi, którzy go zawiedli.

Patrząc z perspektywy lat, prezes PZU stał się znacznie ostrożniejszy w podejmowaniu decyzji, zastanawia się nad nimi dłużej, dokładniej analizuje. – To ważne, gdy pracuje się w jego branży. Właśnie z powodu nieprzemyślanej strategii w kryzysie tak bardzo ucierpiało np. AIG – ocenia David Putts. A PZU co kwartał prezentuje rekordowe wyniki.

Pytania do Andrzeja Klesyka, prezesa grupy PZU

Gdyby dziś musiał pan opuścić stanowisko prezesa, czego by panu zabrakło w dotychczasowych osiągnięciach w PZU?

Gruntownej zmiany kultury organizacji. Wciąż jest zbiurokratyzowana, nastawiona na ograniczanie samodzielności. Ludzie myślą, że nie mogą się w niczym pomylić, zatem nie biorą na siebie żadnego ryzyka. Zwyczajnie boją się przyznać do ewentualnego błędu, co jest zabójcze dla innowacyjności i myślenia o przyszłych sukcesach organizacji. To ogólnie problem w polskich firmach. Myślałem bardzo naiwnie, że szybko uda mi się to zmienić, na razie nie osiągnąłem tego, co zamierzałem.

Dzwonią do pana z propozycjami pracy?

Martwiłbym się, gdybym nie miał propozycji. Jednak teraz wygląda to nieco inaczej niż kiedyś, gdy odbierałem telefony od headhunterów. Ewentualne rozmowy toczą się najczęściej na spotkaniach biznesowo-towarzyskich.

Co byłoby wyzwaniem?

Gigantyczna restrukturyzacja firmy w Polsce lub poza Polską albo podobna pozycja jak w PZU w firmie międzynarodowej.

Czyli lubi pan zwalniać?

Nie, to nie o to chodzi. Jednak niektóre decyzje są niezbędne. W przypadku PZU mieliśmy o tyle komfortową sytuację finansową, że tym zwalnianym mogliśmy zaproponować naprawdę godziwe warunki w postaci np. równowartości kilkunastu pensji. Dodatkowo restrukturyzacja to nie to samo, co zwalnianie ludzi.

Czy polski biznes powinien mieć jeszcze kompleksy wobec zagranicy?

Mam to ogromne szczęście, że całość mojej organizacji jest w Polsce i wszystkie decyzje są podejmowane tutaj, nikt mi nic nie narzuca z pozycji zagranicznej spółki-matki. Dodatkowo wiele lat pracowałem na Zachodzie, więc nawet najbardziej nadęty bankier inwestycyjny nie zaskoczy mnie określeniami czy rozwiązaniami, których bym nie znał. I widzę podobną pewność siebie u wielu Polaków. Jednocześnie wciąż jest sporo menedżerów, którzy albo nie znają angielskiego w wystarczającym stopniu, albo zwyczajnie brakuje im wiedzy. W tym przypadku kompleksów trudniej się pozbyć.

Pana mocne i słabe strony jako menedżera?

Potrafię myśleć niesztampowo, a tworząc zespół przyciągać dobrych ludzi – zarówno merytorycznie, jak i charakterologiczne. Na plus zasługuje też to, że daję ludziom przestrzeń. Jednak nie lubię nadmiernych procedur. Niektórzy za wadę uznają, że nie lubię być mikromenedżerem, chociaż to potrafię robić. Daję ludziom swobodę i oczekuję, że wywiążą się z zadań. W życiu prywatnym, w przeciwieństwie do zawodowego, jestem słabo zorganizowany. Wciąż nie wiemy, dokąd polecimy na zaplanowany za tydzień urlop.

Udany rok PZU idzie na rekord

PZU to największa grupa ubezpieczeniowa w Europie Środkowo-Wschodniej, której aktywa przekraczają  52?mld zł, a tegoroczny zysk szacowany jest przez analityków na rekordowe okolice 3 mld zł. Wśród największych pozytywnych zmian, jakich w ostatnich kwartałach dokonało PZU pod wodzą Andrzeja Klesyka, eksperci wymieniają: zmniejszenie zatrudnienia, zmianę logo, zmianę systemów IT, zwiększenie inwestycji w sprzedaż ubezpieczeń przez kanał direct, a ostatnio także rozwój polis zdrowotnych. We wczorajszej rekomendacji JP Morgan podniósł cenę docelową dla akcji PZU z 414 zł do 421 zł. – Szacujemy, że tegoroczny zysk netto będzie o 6 proc. wyższy od ubiegłorocznego. Jednocześnie przewidujemy, że wskaźnik szkodowo-kosztowy (combined ratio) spadnie z 94 do 92,7 proc., a jednocześnie wynik inwestycyjny zostanie poprawiony o 14 proc. – napisano w uzasadnieniu. JP Morgan podnosi też prognozę dla dywidendy o złotówkę, do 27,3 zł. Analitycy obniżyli jednak o 1,5 proc. szacunki dotyczące zysku za 2013 r. Wpływ na to mają pogarszające się perspektywy dla biznesu majątkowego. Eksperci zgodnie podkreślają, że to, co sprawia, iż PZU jest atrakcyjną spółką, to stosunkowo duża odporność branży, w przeciwieństwie do banków, na sytuację makroekonomiczną. Równocześnie rekordowe wyniki to splot dużego szczęścia przejawiającego się w niskiej szkodowości, jako że w ostatnich kwartałach aura obchodzi się z ubezpieczycielami wyjątkowo łagodnie. Kilka tygodni temu Agencja Standard & Poor's potwierdziła długoterminowy rating kredytowy oraz rating siły finansowej zarówno PZU, jak i PZU Życie na poziomie A z perspektywą stabilną. To najwyższy możliwy rating dla spółek w Polsce. zuza

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie