Uproszczona wizja gospodarki przynosi straty

Wywiad z Laszlo Halpern wicedyrektorem Instytutu Ekonomii Węgierskiej Akademii Nauk

Aktualizacja: 14.02.2017 17:32 Publikacja: 08.11.2012 10:00

Uproszczona wizja gospodarki przynosi straty

Foto: Fotorzepa, Marek Dąbrowski "Dąb" Marek Dąbrowski

Rząd Viktora Orbana zapowiedział niedawno podwyżkę podatku od transakcji finansowych i wycofał się ze zmniejszenia podatku bankowego. Czy to mądre posunięcia? Co kieruje polityką Orbana?

Podwyżki podatków dla sektora finansowego oraz innych branż odzwierciedlają wyrażony publicznie przez premiera Orbana pogląd, że obok produktywnych sektorów w gospodarce istnieją takie, które żyją jej kosztem i w związku z tym produktywne sektory powinny otrzymać wsparcie, a „nieproduktywne", do których zaliczono finanse i usługi, zostać silniej opodatkowane. To oczywiście bardzo uproszczony pogląd ekonomiczny, ignorujący długoterminowy trend, w którym udział przemysłu w gospodarce spada, a usług rośnie. Niektórzy wskazują, że rząd nakładając większe podatki na sektor finansowy po prostu oportunistycznie sięga po źródło, z którego może wyciągnąć więcej pieniędzy. Obawiam się jednak, że w swym postępowaniu kieruje się on raczej tą uproszczoną wizją gospodarki.

Obecny węgierski rząd próbował stymulować gospodarkę za pomocą obniżek podatków dla gospodarstw domowych oraz małych i średnich przedsiębiorstw. Czy nie udało mu się to z powodu silnego powiązania handlowego węgierskiej gospodarki z przeżywającą kryzys strefą euro?

Problem polega na tym, że pogląd mówiący o tym, że obniżka podatków doprowadzi do wzrostu konsumpcji jest uproszczeniem. Wiele zależy od tego, kto jest beneficjentem takiej obniżki. Na Węgrzech obniżki okazały się najbardziej korzystne dla najlepiej zarabiających, czyli ok. 10 proc. społeczeństwa. Oni nie są gotowi na zwiększenie wydatków, więc więcej oszczędzają. Cięcia podatków trzeba było czymś zrekompensować, więc mniej wsparcia trafiało do ludzi biedniejszych, którzy wszystko wydają na konsumpcję. Duże obniżki podatków nie przyczyniły się do zwiększenia konsumpcji. Wielu ekspertów ostrzegało rząd, że tak będzie, ale nie zostali oni wysłuchani.

Polityka podatkowa rządu Orbana wielokrotnie niepokoiła inwestorów, ale obecnie presja rynków na Węgry nie jest duża. Inwestorzy spodziewają się porozumienia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Unią Europejską. Czy pana zdaniem do takiego porozumienia dojdzie?

To nieco smutne, że węgierska i międzynarodowa prasa jest pełna spekulacji na temat rozmów z MFW. Zaczęło się w punkcie, w którym premier deklarował: albo ja, albo MFW. Później jednak zmienił zdanie. Być może doradcy przekonali go, że MFW jest potrzebny Węgrom. Teraz mamy stan zawieszenia. Jednego dnia pojawia się informacja, która czyni porozumienie bardziej prawdopodobnym, drugiego dnia informacja wskazująca na coś przeciwnego. Interesujące jest to, że rynki są bardzo wyczulone na wszelkie pozytywne informacje z Węgier. Jak dotąd węgierskiemu rządowi udało się przedłużać horyzont zawarcia porozumienia z MFW. Taka sytuacja panuje już prawie rok. Nigdy wcześniej nie widziałem rządu, w którym jest minister bez teki odpowiedzialny za negocjacje z MFW. To bardzo dziwne i raczej typowe dla krajów, w których nie ma odpowiedniego ministra finansów.

Mam wrażenie, że UE nie chce obecnie eskalować kryzysu w relacjach z Węgrami, gdyż ma na głowie zbyt wiele problemów z państwami południa strefy euro. Czy podziela pan tę opinię?

Tu wychodzimy poza kwestie ekonomiczne. Węgierski rząd jest w unikalnej sytuacji. Żaden rząd w UE nie ma tak dużej większości w parlamencie. Jest on bardzo stabilny i wciąż cieszy się sporym poparciem. Komisja Europejska nie jest więc w stanie postępować wbrew woli węgierskiego społeczeństwa. Pamiętajmy jednak również, że węgierski rząd spiera się z KE na wielu pozaekonomicznych polach.

Węgierski rząd wskazuje jednak na hipokryzję unijnych instytucji. Na przykład na to, że Węgry były krytykowane za podatek bankowy, a obecnie taką daninę ściąga wiele innych krajów UE...

To fałszywy argument, gdyż wymiar, podstawa i przyczyna nakładania tego podatku są odmienne na Węgrzech niż w innych krajach UE. O ile na Węgrzech ma on po prostu służyć zebraniu dodatkowych pieniędzy do budżetu, to w innych krajach UE ma on prowadzić do wzmocnienia mechanizmów antykryzysowych w sektorze bankowym. Ten podatek przyniósł też złe skutki. Jeśli porównujemy Węgry z krajami o podobnym stopniu rozwoju gospodarczego, widzimy, że akcja kredytowa dla spółek jest tam najniższa. Nie ma więc nowych inwestycji.

Czy Węgry powinny przystąpić do strefy euro?

Węgry, podobnie jak Polska zobowiązały się, że wcześniej czy później przyjmą euro. Oczywiście, teraz to wydaje się dużo mniej atrakcyjne niż kiedyś. Kraje spoza strefy euro, takie jak Czechy czy Szwecja, mają niższe koszty finansowania niż większość państw eurolandu. Myślę jednak, że w długim i średnim terminie spełnienie warunków przyjęcia euro i wejście do tej unii walutowej może się okazać korzystne dla Węgier.

Przykład Słowenii nie jest jednak zbyt zachęcający. Powszechnie ją chwalono, gdy wchodziła do strefy euro, teraz ten kraj znajduje się na nieoficjalnej liście państw mogących prosić o pomoc finansową...

Słoweńskie spółki i sektor bankowy nie były przygotowane na zewnętrzną konkurencję. Konsensus polityczny przy wchodzeniu do strefy euro przewidywał, że kraj po wejściu do eurolandu nie otworzy się w dużym stopniu na międzynarodową konkurencję. Zupełnie odwrotnie postąpiła Słowacja, która była bardzo otwarta na zagraniczny kapitał. Słowacy już w latach poprzedzających akcesję do strefy euro doświadczali bolesnego procesu przystosowania gospodarczego, gdy Słowenia nigdy wcześniej nie miała do czynienia z takimi wyrzeczeniami. O ile kraje bałtyckie doświadczyły po upadku komunizmu podobnego szoku, to Słowenia ma teraz po raz pierwszy do czynienia z bolesnym dostosowaniem. To z tego powodu spada tam poparcie dla euro.

Czy przystąpienie do strefy euro byłoby jednak dobre dla Polski, kraju dużego, mniej otwartego niż na przykład Słowacja? Przecież osłabienie narodowej waluty pomogło Polsce uniknąć recesji w 2009 roku. Po co więc Polska miałaby się pozbywać własnej waluty?

Gdyby pan mnie spytał, czy Polska w ciągu dekady może wejść do strefy euro, odpowiedziałbym, że mam nadzieję, że sytuacja może się na tyle wyprostować, że tak się stanie. Obecnie to jednak sprawa nie jest prosta. W przypadku Czech, które są silnie zintegrowane gospodarczo ze strefą euro, można się zastanawiać, po co im własna waluta. Dla małego kraju posiadanie waluty narodowej może być luksusem. To jednak problem dużo bardziej skomplikowany i nie dotyczy on tylko wspólnej waluty, ale również kształtu UE oraz wielu innych kwestii politycznych i gospodarczych.

CV

Laszlo Halpern – wicedyrektor Instytutu Ekonomii Węgierskiej Akademii Nauk, gdzie pracuje od ukończenia w 1974 r. budapeszteńskiego Uniwersytetu Corvinusa (wówczas uczelnia ta nosiła imię Karola Marksa). Jest również pracownikiem naukowym londyńskiego Centre for Economic Policy Research, amerykańskiego Davidson Institute w University of Michigan Business School w Ann Arbor oraz Central European University w Budapeszcie. Autor wielu publikacji na temat teorii kursów wymiany walut, polityki kursowej w Europie Środkowo-Wschodniej, teorii stabilizacji makroekonomicznej, handlu międzynarodowego i zachowań spółek.

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza