Złe scenariusze dla światowej gospodarki

Robert Murphy, amerykański ekonomista z Pacific Research Institute for Public Policy w Kalifornii

Aktualizacja: 13.02.2017 04:15 Publikacja: 07.12.2012 10:35

Złe scenariusze dla światowej gospodarki

Foto: Archiwum

Co jest głównym problemem światowej gospodarki?

Polityka niskich stóp procentowych prowadzona przez najważniejsze banki centralne. Miała zapewnić miękkie lądowanie gospodarce w czasie kryzysu, a tworzy nowe problemy.

Jakie?

Bezpośrednią przyczyną tego kryzysu była bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości, a teraz pompujemy kilka kolejnych baniek. Bodaj najważniejsza występuje na rynku amerykańskiego długu, czemu towarzyszy przewartościowanie dolara. Dopóki dolar jest główną walutą rezerwową świata, dopóty Ben Bernanke, szef Rezerwy Federalnej, może kreować pieniądze mniej odpowiedzialnie niż inne banki centralne, bo w USA nie skutkuje to zwiększoną inflacją. Ta jest eksportowana na zewnątrz, do Kambodży, krajów arabskich, na chiński rynek nieruchomości i tak dalej. Ten stan rzeczy nie będzie jednak trwał wiecznie. Inwestorzy spostrzegą, że Ameryka jest zagrożona niewypłacalnością, zaczną uciekać od dolara i amerykańskiego długu. Wtedy wróci zagrożenie inflacyjne w USA. Rezerwa Federalna w obliczu ujawniającej się inflacji stanie przed dramatycznym wyborem. Będzie walczyła z nią, podnosząc stopy procentowe, co zakończy się upadłością wielu sztucznie napompowanych przedsięwzięć gospodarczych, albo będzie podtrzymywała inflacyjną politykę, doprowadzając gospodarkę światową do ruiny. Oba scenariusze są niestety kryzysowe. Pierwszy, w którym podnosimy stopy procentowe, jest jednak bardziej akceptowalny, bo wysoka inflacja będzie skutkować kolejnymi błędami w gospodarce. Podobny los czeka Europę przez błędy wynikające z wprowadzenia strefy euro.

Wobec tego, dlaczego inwestorzy pokładają ufność w amerykańskim, japońskim czy niemieckim długu, skoro to państwa najbardziej zadłużone w wartościach bezwzględnych?

To jest właśnie bańka spekulacyjna. Cena rośnie lub utrzymuje się na wysokim poziomie, a ludzie kupują obligacje tych państw. W latach 2005–2006 z podobnym zdziwieniem można było obserwować rynek hipoteczny z wzrastającymi cenami domów. Niektórzy mówili, że to szaleństwo i nie znaleźli posłuchu. Bańka pęknie, ponieważ źródłem długów jest nie tylko recesja z towarzyszącymi jej wydatkami przeznaczonymi na stymulację gospodarki, ale także zbliżająca się, pełzająca katastrofa demograficzna. W związku z tym będziemy mieli problem ze zmniejszeniem tego zadłużenia. Więc nie zastanawiajmy się nad tym, czy pęknie, tylko kiedy.

Oczekuje pan zmiany polityki prowadzonej przez główne banki centralne?

Nie widzę politycznej woli, ale wiem, że w pewnym momencie banki centralne stracą władzę i nie będą w stanie uniknąć potężnego wstrząsu. W Europie będzie to moment, w którym inwestorzy zdadzą sobie sprawę, jak sztucznym projektem jest strefa euro, a upadkowi waluty europejskiej będzie towarzyszyła inflacja.

Naprawdę zagrożenie inflacją i upadkiem głównych walut światowych jest realne? Wielu ekonomistów mówi raczej o deflacji, czyli spadku cen, podając za przykład Japonię, co miałoby być argumentem na rzecz kontynuacji luźnej polityki monetarnej.

Już dziś ceny są o wiele wyższe niż byłyby, gdyby w 2008 r. banki centralne nie zareagowały na kryzys. W sytuacji restrykcyjnej polityki monetarnej, ceny konsumpcyjne w USA byłyby niższe o 15–20 proc. niż w 2008 r. Bo jak do publicznej wiadomości podaje się wysokość inflacji, to przedstawia się wzrost tej kategorii z roku na rok. A gdyby podać ludziom wzrost cen w 2012 roku w stosunku do roku 2002, to byśmy się za głowę złapali. Więc zależy, jak mierzymy inflację.

Inflacja z USA jest dziś eksportowana na zewnątrz: m.in. do Kambodży, krajów arabskich czy na chiński rynek nieruchomości

Dlaczego tak się dzieje?

Z obowiązujących doktryn ekonomicznych wynika, że deflacja jest zagrożeniem. Dlatego mamy cały czas do czynienia ze wzrostem cen stymulowanym przez politykę pieniężną, choć z roku na rok nieznacznym.  Wspomniałem, że z Ameryki inflacja jest wypychana. W Europie byłaby wyższa, gdyby nie fakt, że duża część pieniądza bazowego wykreowanego sztucznie przez Europejski Bank Centralny w celu ratowania banków komercyjnych, ich płynności czy portfela zakupów jest odkładana z powrotem przez te instytucje na kontach banków centralnych. Z wykreowanych depozytów pieniądze nie trafiły do przedsiębiorstw czy konsumentów, ale na kolejne depozyty, zwiększając sumę bilansową Europejskiego Banku Centralnego. Czyli w tym wypadku nie działa klasyczny mechanizm, w którym wykreowany pieniądz bazowy może stać się źródłem inflacji. Tylko że ta praktyka ma krótkie nogi. W końcu Europejczycy będą musieli przyznać, że to jedynie administracyjny mechanizm dostarczania płynności sektorowi finansowemu. Obawiam się, że Ben Bernanke i europejscy bankierzy centralni mylą się, licząc na to, że będą podtrzymywali płynność w systemie finansowym, dopóki gospodarki nie wejdą na ścieżkę wzrostu, wtedy zaczną wycofywać się z tej polityki. A co jeśli czekają nas długotrwałe kłopoty? Co, jeśli mamy do czynienia z problemem o wiele poważniejszym niż spowolnienie i krótkotrwałe recesje spowodowane kryzysem 2008 roku? Wtedy oznacza to poważne tarapaty, bo kontynuując politykę dostarczania płynności, doprowadzimy do upadku pieniądza, bo długoterminowo wywoła ona wysoką inflację. I co wtedy, jeśli stare mechanizmy zwiększania podaży pieniądza nie mogą być zastosowane, a zmniejszenie tej podaży prowadzi do recesji?

W jaki sposób źródłem tych problemów jest demografia, o której pan wspomniał?

Problem nie zniknie w 2014 roku czy za pięć lat, kiedy gospodarka wróci zdecydowanie na ścieżkę wzrostu, jakby chcieli nasi politycy czy ekonomiści. Dług jest związany z kryzysem demograficznym, który skutkuje nierównowagą fiskalną. Niepokryte zadłużenie wynikające z zobowiązań emerytalnych to dla USA jakieś 75 bln dol., czyli ok. 500 proc. PKB. W większości państw europejskich jest gorzej. Demokracje socjalne złożyły swoim społeczeństwom obietnice bez pokrycia. Trudności wynikają ze starzenia się społeczeństw, wydłużającej się długości życia i rosnących w związku z tym zobowiązań z tytułu emerytur czy opieki medycznej. Problem z roku na rok będzie narastał i będzie wymagało to kolosalnych cięć. Nie ma innego wyjścia.

A może redukcja długów jest niemożliwa przez cięcia w wydatkach publicznych i dojdzie do porozumienia na poziomie międzynarodowym o ich administracyjnym umorzeniu?

Sytuacja jest tak zła, że będą konieczne nie tylko cięcia wydatków czy wycofywanie się z obietnic wobec emerytów. W Ameryce prawdopodobnie będziemy otrzymywali emerytury z państwowego systemu dopiero w wieku 70 lat. Niemniej same cięcia nie wystarczą. Niestety formalna redukcja zadłużenia może być jedyną możliwą politycznie drogą do pozbycia się większości tych ciężarów. Oczywiście takie porozumienie nie oznacza rozwiązania wszystkich problemów. Bo załóżmy, że coś takiego będzie miało miejsce. Przecież te pieniądze ktoś pożyczał. W tym scenariuszu także czeka nas fala bankructw przedsiębiorstw i instytucji finansowych oraz utrata oszczędności przez inwestorów kupujących obligacje. Umorzenie długów oznacza bowiem, że komuś ich nie spłacimy. Skoro już rządy uważają się za racjonalnych, cywilizowanych graczy i roszczą sobie prawa do zachowywania się wedle rynkowych reguł, to raczej powinny zobowiązań dotrzymywać. Jednocześnie, kiedy przedsiębiorstwo czy gospodarstwo domowe bankrutuje, to także mamy problemy z odzyskaniem całości długów i często kończy się na redukcji czy odroczeniu. Jeśli traktujemy tak przedsiębiorstwa, to państwa też tak można potraktować. Nie ma dobrych rozwiązań. Będzie bolało. Oczywiście to redukcja wydaje się rozsądniejsza niż spłacanie długów przez inflację. Także z tego powodu, że tracący pieniądze szybko nauczą się, że państwo nie jest zbyt rentowną inwestycją.

Wspomniał pan o redukcji zadłużenia przez inflację, co proponuje Paul Krugman. Jak problem długu jest związany z luźną polityką monetarną?

Z jednej strony ekonomiści, tacy jak Krugman nie widzą niebezpieczeństwa wysokiej inflacji, z drugiej – jasno z tych postulatów wynika, że inflacja jest ich celem, ponieważ chcą w ten sposób zmniejszyć zadłużenie. Spłata zadłużenia za pomocą inflacji jest oczywiście łatwa, ale powoduje spadek zaufania do pieniądza.

Dr Robert Murphy

jest amerykańskim ekonomistą, badaczem wolnorynkowego Pacific Research Institute for Public Policy w Kalifornii oraz waszyngtońskiego Institute for Energy Research. Doktoryzował się na New York University. Publikował m.in. w amerykańskiej edycji miesięcznika „Forbes", „The Journal of the History of Economic Thought", „The Quarterly Journal of Austrian Economics".

Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza