Mamy już za sobą styczeń. Jakie nasuwa to refleksje? Przede wszystkim rzuca się w oczy to, że pierwszy miesiąc roku stał pod znakiem radykalnego, systematycznego wzrostu siły relatywnej akcji małych spółek. O ile WIG20 dostał wyraźnej zadyszki, tracąc w styczniu 3,5 proc., to gromadzący małe (i wbrew nazwie także średnie) spółki sWIG80 zyskał aż 7,7 proc. Rozpiętość stóp zwrotu wyniosła więc aż 11,2 pkt proc. To zjawisko rzadko ostatnio spotykane, przypominające czasy najlepszej hossy z lat 2006–2007. Wskaźnik siły relatywnej sWIG80 względem WIG20 z impetem przełamał lokalne maksimum z października ub.r. i jest już o krok od ataku na górkę z wiosny ub.r. Jej pokonanie świadczyłoby o tym, że dominacja „maluchów" staje się trwalszym zjawiskiem. Powtórka tak znacznej przewagi nad blue chips jak w styczniu wydaje się mało realna, ale wyższe stopy zwrotu z akcji „small caps" to dość typowe zjawisko w okresach hossy. Co ciekawe, sWIG80 ciągle podąża hipotetyczną ścieżką, jaką nakreśliliśmy w połowie stycznia na podstawie uśrednionych ścieżek hossy z przeszłości. Trudno zakładać, że długofalowy, cykliczny potencjał uległ już wyczerpaniu, skoro w przeszłości roczna zmiana sWIG80 sięgała co najmniej 90 proc. Obecnie nie sięga jeszcze nawet 30 proc. Naturalnym najbliższym poziomem docelowym dla indeksu „maluchów" jest szczyt z 2011 r., czyli okolica 13 tys. pkt.
Na dłuższą metę w tym samym kierunku co sWIG80 powinien podążyć także WIG20, ale na razie przeżywa on ciężkie chwile. Korekta spadkowa przybrała postać dość mocno nachylonego w dół kanału. Optymiści mogą jednak ciągle mieć nadzieję, że ów kanał to nic innego, jak tylko formacja flagi. Taki układ techniczny ma z kolei to do siebie, że książkowo jest jedynie chwilowym przystankiem na drodze trendu zwyżkowego. Flaga modelowo zapowiada powtórkę fali wzrostowej, która poprzedzała ukształtowanie się tej formacji. Gdyby taka optymistyczna interpretacja okazała się słuszna, to WIG20 w ciągu paru miesięcy mógłby spokojnie przekroczyć poziom 2800 pkt.