130 tys. zł zapłacono w stołecznym antykwariacie bibiliofilskim Lamus za historyczną akwafortę Canaletta ze zbioru Barbary Piaseckiej-Johnson. To krajowy rekord cenowy, gdy chodzi o dawną grafikę.
Po 30 tys. zł kilka lat temu płacono na aukcjach za grafiki Brunona Schulza. Było to przed hossą na dzieła tego artysty, którą na naszym rynku wywołali zachodni klienci. Ile te same grafiki kosztowałyby dziś? Kolekcjonerzy prognozują, że ok. 50 tys. zł, a może nawet więcej.
20 tys. zł zapłacono w krakowskim antykwariacie Nautilus za grafikę „Alchemik" międzywojennego artysty Jana Gotarda. Ta sama odbitka Gotarda w 1997 roku na aukcji osiągnęła wysoką wówczas cenę 5 tys. zł. Przykład ten pokazuje, że grafika może być również dobrym zakupem inwestycyjnym. Dla kolekcjonera lub inwestora podstawowym kryterium oceny jest rzadkość, uroda, technika wykonania, stan zachowania grafiki i renoma artysty.
Krakowski antykwariat Nautilus (www.artlist.pl) specjalizuje się w handlu grafiką artystyczną, ma najbogatszą ofertę. Do 2010 roku organizował dwie aukcje rocznie. Potem były cztery, w tym roku ma być osiem aukcji. To odpowiedź na rosnący popyt. Oferta Nautilusa podlega ostrej selekcji, ma wysoki poziom artystyczny, często są to obiekty muzealne. Nautilus ma ok. 200 stałych klientów, którzy na co dzień śledzą rynek grafiki.
Współczesną grafiką od czasów PRL handluje stołeczna Galeria Grafiki i Plakatu na Hożej. Praktycznie grafiki dawne i współczesne dostępne są we wszystkich firmach i na jarmarkach staroci. Falsyfikaty (o nich na koniec) zalewają rynek i są wskaźnikiem rosnącego popytu, podobnie jak plaga tzw. serigrafii, które nierzadko są pospolitymi drukami.