Dane o obrotach na GPW, które ujrzały światło dzienne w środę, nie pozostawiają żadnych złudzeń. Transakcje akcjami na kwotę 102 mld zł w I półroczu to wynik, który trudno uznać nawet za przyzwoity. W marazmie trwamy od dłuższego czasu. Nie pomagają dobre perspektywy polskiej gospodarki. Pozytywne informacje przegrywają z tymi negatywnymi. Zamieszanie wokół Grecji czy też niepewność polityczna związana z jesiennymi wyborami parlamentarnymi skutecznie zniechęcają do handlu w Warszawie.
Gdzie oni są?
To, że inwestorzy nie handlują na GPW, nie oznacza jednak, że całkiem zrezygnowali ni z aktywności giełdowej. Coraz częściej jednak zamiast warszawskiego parkietu wybierają zagraniczne rynki. Dotyczy to zarówno inwestorów indywidualnych, jak i instytucjonalnych. Twardych statystyk, ilu z nich przeniosło się za granicę, brakuje. Jak jednak podkreślają przedstawiciele domów maklerskich, trend jest „widoczny i dynamiczny".
– Powód jest dość oczywisty: różnica w zachowaniu rynków kasowych. Mamy mocny rynek byka na rynkach rozwiniętych, a na GPW trend boczny. Same TFI, widząc zwyżki za granicą, modyfikują ofertę i sprzedaż w tym kierunku. Zainteresowaniem cieszą się przede wszystkim rynki: niemiecki, francuski, turecki, włoski, amerykański, austriacki, brytyjski i hiszpański. Co ciekawe, ten trend widać również na rynku OTC instrumentów pochodnych, szczególnie w przypadku CFD na indeks DAX. Na rynku niemieckim jest znacznie większa zmienność w ciągu dnia, często po 300–400 punktów, podczas gdy na futures w Warszawie często jest to po 20 pkt – mówi Robert Kosowski z departamentu rynków regulowanych DM mBanku.
W samych domach maklerskich doszło w związku z tym do sporych zmian. Brokerzy, widząc spadające przychody z obsługi transakcji na rynku polskim, położyli większy nacisk na rynki zagraniczne. Wielu z nich ulepszyło bądź wzbogaciło swoją ofertę o nowe rozwiązania, dzięki czemu chociażby koszty transakcyjne związane z handlem na innych rynkach szczególnie dla drobnych inwestorów nie są już barierą nie do przeskoczenia.
Detal wciąż jednak stanowi niewielką grupę, która handluje poza Polską. Tak naprawdę, kiedy mowa jest o inwestycjach polskich inwestorów za granicą, trzeba przede wszystkim skupić się na OFE. To właśnie one wskutek rządowych zmian dostały większe możliwości lokowania pieniędzy na obcych rynkach. Według naszych szacunków wartość zagranicznych akcji w portfelach OFE wzrosła od początku 2014 r. o ok. 4 mld zł, do 9 mld zł. – Faktycznie obserwujemy wzrost międzynarodowej aktywności polskich inwestorów. Trend ten rozpoczął się kilka lat temu po stronie TFI i zdecydowanie zyskał na znaczeniu w ciągu ostatnich lat za sprawą OFE. Przełomem był tu oczywiście rok 2014 i reforma emerytalna. Fundusze emerytalne mogą teraz zwiększać swoje zaangażowanie za granicą, więc szukają dobrych okazji, zwłaszcza na rynkach rozwiniętych – potwierdza Miguel Passos, szef biura CEE Equity Sales & Trading w BESI. W końcu to właśnie dla inwestorów instytucjonalnych brokerzy rozwijają swoje działy analiz również w kontekście rynków i spółek zagranicznych. Strategia ta zaczyna zresztą przynosić wymierne efekty. Znamienne są bowiem opinie maklerów, którzy podkreślają, że coraz większą część ich przychodów stanowią prowizje od zleceń realizowanych właśnie na innych rynkach.