Za wcześnie na krach

Bardziej niż same odczyty wskaźników wyprzedzających mogły zadziałać obawy inwestorów przed zbliżającymi się publikacjami twardych danych z chińskiej gospodarki.

Publikacja: 09.01.2016 11:00

Za wcześnie na krach

Foto: Archiwum

Fatalne rozpoczęcie roku na rynkach finansowych trudno już w tej chwili uznać za sygnał kolejnego kryzysu. Do jego ogłoszenia potrzebne byłyby bardziej solidne przesłanki fundamentalne niż tylko słaby odczyt PMI chińskiego przemysłu.

Chiny i reszta świata

Bezpośrednim impulsem do noworocznych spadków na giełdach niewątpliwie były słabsze, niż się spodziewano, dane z Chin. Można jednak mieć wątpliwości, czy kolejny odczyt wskaźnika PMI, który znajduje się w spadkowej tendencji, nieustannie od marca 2015 r., a z przerwami pozostaje poniżej poziomu 50 punktów od grudnia 2014 r., zasługuje na miano wystarczającego powodu do paniki. Tym bardziej że znacznie niższy poziom wskazywał on od lipca do września ubiegłego roku, co zresztą zostało skwitowane przekraczającym 28 proc. spadkiem Shanghai Composite i 19-proc. korektą wskaźnika giełdy we Frankfurcie. Wszyscy zdają sobie sprawę, że sytuacja w chińskim przemyśle nie poprawi się w tym, ani w następnym miesiącu, co jednocześnie nie oznacza, że lada chwila gospodarka się załamie. Warto też zwrócić uwagę, że jest ona przestawiana na inne tory, w kierunku zwiększenia udziału wewnętrznych czynników rozwoju, w tym usług. Co prawda PMI dla tego sektora także negatywnie zaskoczył, ale wciąż trzyma się powyżej krytycznego poziomu 50 punktów. Prawdopodobnie bardziej niż same odczyty wskaźników wyprzedzających, zadziałały obawy inwestorów przed zbliżającymi się publikacjami twardych danych z Chin, szczególnie dynamiki eksportu i importu oraz tempa wzrostu PKB za czwarty kwartał ubiegłego roku. To one pokażą rzeczywisty obraz tendencji w gospodarce. Trzeba też pamiętać, że chińskie władze w listopadzie ubiegłego roku przyjęły niższą, sięgającą 6,5 proc., dopuszczalną dynamikę PKB na najbliższą pięciolatkę, należy się więc liczyć z tym, że prędzej czy późnej, takie dane inwestorów czekają. Nie należy jednak z tego wyciągać wniosku, że jednocześnie popyt na ropę, miedź czy inne surowce obniży się drastycznie w porównaniu z obecnym poziomem, a handel jeszcze bardziej się skurczy, doprowadzając świat do kolejnej recesji.

Mimo utrzymującego się od dłuższego czasu spowolnienia w Chinach, tempo wzrostu gospodarki Niemiec i strefy euro od kilku kwartałów systematycznie się zwiększa. Choć nie jest to tendencja o imponującej dynamice, to jednak nie jest też widoczne bezpośrednie przełożenie chińskiego osłabienia na resztę świata. Być może jest to sygnał, że świat powoli dostosowuje się do zmieniających się chińskich realiów i nie dozna w związku z tymi zmianami zapaści.

Nie tracąc z pola widzenia istotnych zagrożeń, także związanych z chińską gospodarką, ale również z coraz bardziej prawdopodobnym spowolnieniem tempa wzrostu w Stanach Zjednoczonych, wzrostem napięć geopolitycznych grożących eskalacją konfliktów czy pogarszającą się kondycją krajów surowcowych, można odnieść wrażenie, że obecna przecena na rynkach światowych jest reakcją na tąpnięcie na parkiecie w Szanghaju. Paniczne pozbywanie się chińskich akcji bardziej niż z czynnikami fundamentalnymi związane jest z mechanizmami notowań, mającymi zabezpieczać przed nadmiernymi wahaniami kursów. Nie można wykluczyć, że zapowiedziane zaniechanie stosowania niektórych narzędzi administracyjnego manipulowania rynkiem doprowadzi w krótkim czasie do oczyszczenia atmosfery. Choć proces ten może być gwałtowny i bolesny, to jednak w dłuższej perspektywie wyjdzie rynkom na zdrowie. Jednocześnie nie ulega też wątpliwości, że chińskie władze powinny też nie tylko bardziej sprawnie zarządzać procesami zmian, ale także zacząć lepiej komunikować się z rynkami finansowymi, skoro chcą aspirować do światowej elity. By się w niej znaleźć, nie wystarczy mieć wielkiej gospodarki i gigantycznych rezerw, ale trzeba też rozumieć, że jest się elementem większej całości.

Emerging markets pod presją

Choć w ostatnich dniach skala paniki na giełdach części krajów najbardziej rozwiniętych była niewiele mniejsza niż w Chinach, to jednak na dłuższą metę to emerging markets będą należały do grupy najbardziej poszkodowanych i najdłużej odczuwających zarówno konsekwencje gospodarcze obecnych wydarzeń, jak i awersję do ryzyka ze strony inwestorów. O ile chińskim indeksom należy się solidne skorygowanie sztucznie napompowanej hossy, trwającej od połowy 2014 r. do połowy 2015 r., to proces ten będzie dusił także giełdy krajów rozwijających się, które z fundamentalnego punktu widzenia zasługiwałyby na zwyżkę notowań. Warto bowiem zauważyć, że wśród emerging markets są nie tylko kraje, którym przecena surowców szkodzi, ale także i takie, które z tej tendencji powinny skorzystać. Do tej pory jednak takiego zróżnicowania nie widać, przynajmniej obserwując notowania walut i indeksów giełdowych, nie licząc parkietów o marginalnym znaczeniu, takich jak węgierski, słowacki, łotewski czy estoński. Wspomniana awersja do ryzyka będzie jeszcze przez dłuższy czas zniechęcała do wyszukiwania inwestycyjnych okazji, mimo deklaracji o rosnącej atrakcyjności wycen na niektórych rynkach. Globalny kapitał nie przystąpi do długoterminowego napełniania portfeli akcjami wybranych przedstawicieli emerging markets, dopóki nie będzie mieć pewności trwałej poprawy sytuacji w gospodarce. Do tego czasu rynki te będą raczej areną spekulacyjnych rajdów, niż strategicznego budowania pozycji.

O ile w przypadku światowego indeksu akcji rynków rozwiniętych można wciąż mówić jedynie o sporej, ale niegroźnej jeszcze korekcie hossy, to MSCI Emerging Markets stoi przed niebezpieczeństwem wyłamania się dołem z trwającego od ponad sześciu lat trendu bocznego. Jego losy powinny się rozstrzygnąć w ciągu najbliższych tygodni.

Surowce w drodze na dno

Indeks cen surowców CRB tylko w trakcie pierwszych czterech tegorocznych sesji stracił więcej niż w grudniu ubiegłego roku, docierając do poziomu z sierpnia 2002 r. Do osiągnięcia dołka z lutego 2002 r. brakuje mu już tylko około 15 proc. Podobny dystans przebył od października ubiegłego roku, jeśli więc sytuacja nie ulegnie zmianie, nie można wykluczyć, że ten czarny scenariusz wypełni się już za kilka tygodni. Warto też zwrócić uwagę, że obecna, trwająca od maja 2011 r. surowcowa bessa, doprowadziła do spadku wartości CRB o 54 proc., załamanie zaś z lat 2008–2009 zubożyło indeks o 58 proc.

Losy indeksu zależeć będą głównie od notowań ropy naftowej. Na to, jak wielki wpływ wywierają na nie obawy związane z sytuacją w Chinach, wskazuje zachowanie rynku wobec groźby konfliktu między Iranem a Arabią Saudyjską. Po informacji o zerwaniu stosunków dyplomatycznych między tymi naftowymi potentatami, ceny surowca zwyżkowały przez zaledwie kilka godzin, kończąc dzień spadkiem o ponad 2 proc. Po czwartkowej sesji tegoroczna przecena sięgała już ponad 10 proc., a odreagowanie zaczęło się z poziomu około 32 dolarów za baryłkę.

Gdyby nie wzrost napięcia między Iranem a Arabią Saudyjską, można by się spodziewać, że w niedługim czasie kraje OPEC jednak podejmą działania zmierzające do ograniczenia podaży surowca. Teraz jest to mniej prawdopodobne, za to realnym scenariuszem może być eskalacja wojny cenowej, sprowadzającej notowania w okolice 20 dolarów za baryłkę. Inną kwestią jest, jak długo mogłyby się na takim poziomie utrzymać, biorąc pod uwagę finanse państw uzależnionych od eksportu ropy. Nie można wykluczyć jednak także konfrontacji militarnej, która prawdopodobnie doprowadziłaby do skokowego wzrostu cen surowca.

Początkowo nieco spokojniej było na rynku miedzi, której notowania w grudniu ubiegłego roku znajdowały się w lekkiej tendencji wzrostowej. Po publikacji słabych danych z chińskiego przemysłu cena kontraktu na metal spadła o 2,6 proc., ale w kolejnych dniach przecena nie była kontynuowana. Aż do czwartku, gdy tąpnięcie przekraczało chwilami 4 proc., osiągając skalę największą od stycznia 2015 r. Nie pomogły nawet pogłoski o możliwości interwencyjnego skupu miedzi przez chińskie władze.

Na tym zamieszaniu skorzystało złoto, którego notowania wzrosły do nieco ponad 1100 dolarów za uncję, zyskując od początku roku ponad 4 proc., najmocniej od sierpnia ubiegłego roku. Trudno jednak na razie przesądzać o trwałej zmianie tendencji na tym rynku.

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie