Obligacje firm świetnie pasują do rachunków IKE

Przewidywalność dochodu związana z obligacjami pozwala dobrać odpowiednią strategię inwestycyjną nawet na kilkadziesiąt lat. I skrócić ją do zera bez ponoszenia strat.

Publikacja: 22.01.2016 11:00

Ile uzbieram, inwestując na IKE 12 tys. zł co rok

Ile uzbieram, inwestując na IKE 12 tys. zł co rok

Foto: GG Parkiet

Najważniejszą zaletą indywidualnych kont emerytalnych jest możliwość zarabiania na inwestycjach bez obowiązku odprowadzania podatku od dochodów kapitałowych. Kolejną jest dowolność wpłat (co do wysokości i częstotliwości), następną brak jakichkolwiek opłat przy wyborze IKE w formie rachunku maklerskiego.

Końcowy wynik emerytalnej, a więc wieloletniej, inwestycji najlepiej zaplanować, wybierając papiery o przewidywalnej stopie zwrotu. Nie średniej stopie zwrotu z ostatnich lat, która nic nie mówi o przyszłości. Chodzi o dodatnią – rok w rok – stopę zwrotu, niezależną od terminu rozpoczęcia i zakończenia inwestycji. Naturalnym wyborem są więc obligacje i – jeśli chcemy wyraźnie pobić inflację – muszą to być obligacje firm.

Cel określa środki

Aby osiągnąć cel, trzeba go najpierw wyznaczyć. „Chcę mieć dużo pieniędzy" może okazać się zbyt ogólnym planem. Pomocna może okazać się odpowiedź na dwa pytania: ile mam czasu na inwestycje oraz – to trudniejsze – na ile doświadczonym inwestorem jestem. Inny będzie wynik inwestowania przez 10 lat, a inny przez 30. Paradoksalnie, im dłuższy mamy horyzont inwestycji, tym bardziej możemy sobie pozwolić na ograniczanie ryzyka związanego z inwestycjami. Inwestując w obligacje banków i koncernów energetycznych o ratingu inwestycyjnym przez 30 lat, można osiągnąć taki sam wynik, co inwestując w obligacje na granicy ratingu inwestycyjnego (raczej za nią) przez 25 lat (inwestując po 12 tys. zł rocznie na 4 i 6 proc., osiągniemy 700 tys. zł kapitału po odpowiednio 30 i 25 latach).

Szczera odpowiedź na pytanie o umiejętność oceny ryzyka kredytowego jest kluczowa. Ryzyko związane z obligacjami rośnie bowiem wykładniczo wraz z oprocentowaniem. W 2015 r. 16,7 proc. obligacji z detalicznej części Catalyst nie zostało wykupionych, a odsetek defaultów w grupie emisji o wartości do 10 mln zł (uchodzą – słusznie – za najbardziej ryzykowne) sięga jednej czwartej ich wartości. Warto jednak zauważyć, że 75 proc. z nich zostało wykupionych w terminie i bez problemów, jest więc na czym zarabiać, ale trzeba umieć oceniać ryzyko, bo upadłość oznacza zwykle utratę 100 proc. zainwestowanych środków.

Bułka z masłem

Najprostsze zadanie, jakie można przed sobą postawić, to wypracowanie wyniku, który okaże się wyższy od inflacji. Jego wykonanie nie wymaga szczególnych kwalifikacji. Większość obligacji notowanych na Catalyst ma bowiem oprocentowanie zmienne, którego wysokość zależna jest od stopy WIBOR. A historycznie WIBOR przewyższa inflację, i to znacząco. W ostatnich 10 latach stopa WIBOR była wyższa od inflacji średnio o 1,7 pkt proc., w tym czterokrotnie było to mniej niż 1 pkt proc., a pięciokrotnie więcej niż 2 pkt proc. (dane o WIBOR i inflacji z ostatniego miesiąca danego roku)

Wygląda więc na to, że łatwo będzie pobić inflację, i z tego właśnie powodu tabela obok pokazuje wyniki oszczędzania i inwestycji w oparciu o stopę zwrotu powyżej inflacji. W obecnych warunkach wypracowanie 4 pkt proc. ponad inflację zapewnia inwestycja na poziomie WIBOR plus 1,7 pkt proc., czyli tyle, ile można dostać od obligacji banków o najwyższym ratingu uzupełnionych o papiery najlepszych (tj. najmniej ryzykownych) deweloperów i windykatorów.

Przedstawione obok obliczenia opierają się na założeniu, że inwestor będzie co roku dopłacał do kapitału 12 000 zł plus inflacja, niemniej inflacji tej nie uwzględniono w dopłatach w kolejnych latach, ponieważ trudno czynić jakiekolwiek sensowne założenia na temat jej wysokości w tak długim okresie. A wyjściowe 12 000 zł dlatego, że na IKE co rok można wpłacać trzykrotność prognozowanego średniego wynagrodzenia w gospodarce (12 165 zł w 2016 r.). Z kolei przedstawione wyniki z inwestycji opierają się na pobiciu inflacji, a nie na nominalnej stopie zwrotu.

W tym miejscu jedna znacząca uwaga – z faktu, że zwykle WIBOR przebywa powyżej inflacji, nie wynika jeszcze, że nie może stać się odwrotnie lub że ta różnica się nie skurczy. Okresy, w których inflacja rozpoczyna trend wzrostowy, często zaskakują RPP i rynek, i wtedy inflacja ma największe szanse dogonić WIBOR. Nie da się też wykluczyć, że w przyszłości trzon rynku będą stanowiły obligacje o stałym oprocentowaniu, tak jak ma to miejsce na rynkach rozwiniętych.

Mieszanie w portfelu

Nie wszystko da się przewidzieć, a prawdę mówiąc, niewiele, zwłaszcza w 30-letniej perspektywie. Prawdopodobnie nie uda się przez cały okres utrzymać wpłat na tym samym poziomie. Może zdarzyć się i tak, że pieniądze z IKE lub ich część trzeba będzie wycofać przed osiągnięciem 60. roku życia (wypłata po tej dacie jest warunkiem skorzystania z ulgi podatkowej).

W razie potrzeby obligacje, lub przynajmniej ich część, będzie można sprzedać bez większych strat. Pod warunkiem jednak, że portfel obligacji będzie właściwie skonstruowany i wyposażony zarówno w papiery łatwe do sprzedaży (oznacza to duże firmy), jak i te o krótkim terminie do wykupu. Ponadto kluczowe znaczenie ma dywersyfikacja. Nie będzie o nią łatwo w pierwszych latach inwestycji (nominał jednej obligacji to zwykle 1 tys. zł), a dobrze zdywersyfikowany portfel powinien składać się z 25–30 pozycji, najlepiej zaś ze stu lub więcej, ale to zadanie ponad siły dla pojedynczego inwestora. Chodzi o to, by ewentualna upadłość jednego z emitentów miała jak najmniejszy wpływ na cały portfel. Dywersyfikacja oznacza zarówno spółki (nie więcej niż 10 proc. portfela na jednego emitenta), jak i branże oraz okres zapadalności. Napływ gotówki z dokonywanych przez emitentów wykupów obligacji pozwala dostosować portfel do zmieniających się warunków rynkowych.

Przy czym konstruując go, można się kierować zasadą piramidy. Jej podstawę powinny tworzyć obligacje największych i najbardziej wiarygodnych firm. Ceną będzie niska rentowność. Zyski wypracują nam firmy o nieco wyższym profilu ryzyka. Chodzi o to, że łatwiej zbudować portfel składający się w 60 proc. z obligacji dających 4 proc. zysku, a w 30 proc. z obligacji dających 6 proc. i 10 proc. z wyższym dochodem, bo oznacza to niższą liczbę emitentów do upilnowania, niż oparcie się w całości na tych dających 5 proc. zysku (ponad inflację). W miarę nabywanego doświadczenia udział wyżej oprocentowanych obligacji można zwiększać, ale pilnując dywersyfikacji i nie przesadzając z walką o rentowność.

Catalyst | Serie o wartości do 10 mln zł oznaczają najwyższe ryzyko

Co trzecia emisja o wartości do 10 mln zł, która zapadała w 2015 r., nie została wykupiona. Wartościowo udział tzw. defaultów jest nieco niższy (23,6 proc.), co tylko potwierdza tezę, że najmniejsze emisje rodzą największe ryzyko po stronie inwestorów. Przy czym 2015 r. nie był wyjątkiem. Rok wcześniej udział niewykupionych emisji o wartości do 10 mln zł (włącznie) wyniósł 20,1 proc., a rok wcześniej 26,3 proc. Ilościowo było to odpowiednio 24,5 proc. i 26,8 proc. Można więc postawić tezę, że co czwarta złotówka ulokowana w emisjach obligacji, których wartość nie przekracza 10 mln zł, nigdy nie wraca do właściciela.

Jest to potwierdzenie statystyk, które przedstawiałem w „Parkiecie" wcześniej. W 2015 r. odsetek obligacji z detalicznej części Catalyst, które nie zostały wykupione w terminie w 2015 r., wyniósł 16,7 proc., a na całym rynku – tj. łącznie z obligacjami notowanymi na BondSpot – 11,8 proc. Wliczając zaś największe serie (Polkomtel, Multimedia), które zostały wykupione przed terminem, wskaźnik ten wyniósłby już tylko 4,3 proc. Łatwo się więc zorientować, że im niższa jest wartość emisji, tym statystycznie wyższe jest ryzyko defaultu, zwłaszcza że małe emisje przeprowadzają spółki o relatywnie niewielkiej skali działania.

Z drugiej strony nie jest to segment wart w całości skreślenia. Ostatecznie zdecydowana większość obligacji jest jednak obsługiwana prawidłowo, co daje szanse podniesienia osiąganej stopy zwrotu. Rzecz w tym, że emisje tego rodzaju powinny stanowić raczej uzupełnienie niż trzon portfela, zwłaszcza w kontekście inwestycji emerytalnej. W 2016 r. na 79 zapadających na Catalyst serii 48 ma wartość równą bądź niższą niż 10 mln zł i można zakładać utrzymanie dotychczasowych statystyk.

Niemniej, od czasu do czasu negatywne nastawienie obligatariuszy do spółki może okazać się okazją do podwójnego zarobku (na odsetkach i dyskoncie w cenie nabycia), choć są to przypadki dla najbardziej zaawansowanych inwestorów, którzy dobrze radzą sobie z oceną sytuacji finansowej emitentów obligacji.

Od czasu do czasu premię na Catalyst mogą zgarnąć inwestorzy, kupując obligacje na krótko przed dniem wykupu (np. kilka tygodni lub miesięcy). Ze względów podatkowych takie serie notowane są często poniżej nominału, natomiast inwestujący przez IKE podatkami przejmować się nie muszą. Sytuacja taka miewa miejsce również w przypadku serii o wartości wyższej niż 10 mln zł.

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza