Ekoelektrownie na rozdrożu

Z ogromną nadpodażą boryka się rynek nie tylko ropy i węgla, ale też odnawialnych źródeł wspieranych zielonymi certyfikatami.

Publikacja: 23.01.2016 16:54

Ekoelektrownie na rozdrożu

Foto: Bloomberg

Niska cena świadectw pochodzenia dla megawatogodzin wyprodukowanych w ekoelektrowniach sprawia, że wiele z nich znajduje się na krawędzi rentowności.

Opłacalny poziom zależy od technologii. Z danych rynkowych wynika, że współspalanie zarabia nawet na certyfikatach kosztujących poniżej 100 zł/MWh, ale już dla wiatraków lądowych powinno to być minimum 120 zł, a dla biogazowni – nawet 200 zł. Należy przy tym pamiętać, że na mocy już obowiązujących od początku roku zapisów nowej ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) współspalanie ma 0,5 certyfikatu za 1 MWh, więc dla tej technologii korzystny byłoby wzrost cen zielonych świadectw pochodzenia do 120–140 zł. – Taki poziom pomógłby się tej technologii utrzymać na rynku – wskazują eksperci.

Kilkanaście tysięcy nadwyżki

W ostatnich tygodniach rynkowa cena zielonych certyfikatów z ekoelektrowni utrzymuje się 10–20 zł powyżej psychologicznej granicy 100 zł/MWh. Jednak owo status quo jest bardzo kruche. Latem ubiegłego roku obserwowaliśmy już spadki poniżej tego poziomu.

A dziś górka certyfikatów jest jeszcze większa. Winny jest system. Pozwolono bowiem spółkom na uiszczanie opłaty zastępczej OZE, gdy certyfikaty były dostępne na rynku (w latach 2007–2011 wpłaty opłat zastępczych stanowiły ekwiwalent ok. 8,2 TWh zielonej energii), a także zamrożono w latach 2010–2012 procentowy obowiązek umarzania świadectw pochodzenia na poziomie 10,4 proc. Ulgi dostali z kolei przedsiębiorcy energochłonni, ale pozostałym podmiotom nie podniesiono zobowiązanych.

Jak wskazuje Towarowa Giełda Energii w rejestrze świadectw pochodzenia mamy dziś łącznie 19,1 TWh zielonych praw majątkowych, z czego aż 17,9 TWh to tzw. certyfikaty aktywne (przeznaczone do obrotu i umorzeń – red). – Precyzyjnie oszacować nadpodaż zielonych certyfikatów będzie można dopiero po zamknięciu okresu ich umarzania za 2015 rok, czyli po 30 czerwca – wskazuje Ireneusz Łazor, prezes TGE.

Część inwestorów nieposiadających długoterminowych umów na odbiór certyfikatów z powodu niskich ich cen narzeka na problemy. W najgorszej sytuacji są ci, którzy sfinansowali swoje projekty kredytem bankowym. A takich w minionym roku przybyło, bo mieliśmy do czynienia z wysypem inwestycji ze względu na zmianę systemu wsparcia OZE. Od stycznia miał wejść w życie aukcyjny model dotowania zielonych siłowni, gdzie tylko najbardziej efektywne kosztowo projekty miały otrzymywać 15-letni stały kontrakt na odkup prądu. Nieoczekiwanie jednak pod koniec 2015 r. parlament zdecydował o półrocznym opóźnieniu wejścia w życie kluczowych zapisów rozdziału 4 ustawy o OZE.

Niepewność inwestycyjna

Celem jest wprowadzenie modyfikacji dokumentu. Na rynku zapanowała niepewność. Zwłaszcza że z korytarzy Ministerstwa Energii słychać o rewolucyjnych zmianach. Z tego powodu energetyczne spółki państwowe pytanie o planowane inwestycje w tym obszarze w większości nabierają wody w usta.

Na nasze pytania nie odpowiedziała Enea i Tauron. PGE z kolei zapewnia, że na pewno będzie rozwijać OZE, bo długofalowo widzi je jako uzupełnienie dla węgla. Podtrzymuje też, że do pierwszej aukcji przygotuje projekty wiatrowe na ok. 100 MW. Można się też spodziewać, że po pierwszej elektrowni słonecznej na Górze Żar będzie rozwijać następne. Największy wytwórca kontynuuje też projekt pierwszej morskiej farmy wiatrowej. Obecnie trwa przetarg na pozyskanie wykonawcy do przeprowadzenia badań środowiskowych.

Ze źródeł zbliżonych do Ministerstwa Energii wynika, że rząd chce wspierać nie tylko biogazownie (być może dodatkową pulą zielonych certyfikatów lub ich pozostawieniem w tym systemie). Widzi też miejsce dla kolejnych dużych farm wiatrowych na lądzie i poważnie myśli o rozwoju energetyki morskiej. To dobra wiadomość nie tylko dla PGE, ale też dla Polenergii, która ma projekty na Bałtyku.

Najbardziej zielona dziś państwowa grupa energetyczna, czyli Energa z 40 proc. mocy zainstalowanej w OZ, deklaruje kontynuację inwestycji w tym segmencie. Jednak o szczegółach, w tym o procentowym udziale ekoelektrowni czy planowanych nakładach, nie chce mówić do czasu zakończenia prac nad aktualizacją strategii, choć jeszcze niedawno mówiono o zwiększeniu potencjału do 60 proc. z OZE. – Kierunki rozwoju grupy będą skorelowane z nową polityką energetyczną Polski i potencjalnymi zmianami w ustawie o OZE – tłumaczy Beata Ostrowska, rzeczniczka Energi.

Do zgłoszenia w pierwszej aukcji spółka ma przygotowane dwa projekty – farmę wiatrową Przykona i blok biomasowy na 10 MWe w Kaliszu. – Duże grupy energetyczne dalej będą rozwijać segment OZE. Byłoby dziwne, gdyby oddały pola zagranicznym koncernom, zwłaszcza że system aukcyjny jest bardziej stabilny niż ten oparty na zielonych certyfikatach – uważa Arkadiusz Sekściński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Sposoby na likwidację „górki"

Sekściński zaznacza jednak, że jeśli w noweli nie znajdą się w ogóle zapisy regulujące zjawisko nadpodaży certyfikatów, to rynek zareaguje wyprzedażą i cena spadnie poniżej 100 zł. – Nowelizacja powinna rozwiązywać problem całego rynku, nie tylko biogazowni, pojedynczych wiatraków czy małych hydroelektrowni, które najbardziej dotyka kryzys rynku certyfikatów – postuluje Sekściński.

Przypomina, że propozycje poprzedniego rządu mówiły o interwencyjnym skupie certyfikatów czy podniesieniu celu ich umarzania od razu do 20 proc. Taki współczynnik według obecnych regulacji ma być stosowany od 2018 r. W 2016 r. – to 15 proc., a w 2017 r. – 16 proc.

Podobno dziś na korytarzach ministerialnych także poważnie dyskutuje się o tej ostatniej propozycji. Ale rynek podsuwa też inne pomysły.

– Warto rozważyć decyzję o naprawie i kontynuacji systemu wsparcia w postaci certyfikatów na zasadach zapewniających spadek nadpodaży – radzi jednak Łazor. Jego zdaniem w nowelizacji ustawy powinny się znaleźć zapisy o podwyższeniu poziomu procentowego obowiązku umarzania świadectw pochodzenia na kolejne lata, przynajmniej o kilka punktów procentowych przy jednoczesnym zablokowaniu możliwości wpłacania opłaty zastępczej. Jednym z rozwiązań wspierających mogłoby być też wprowadzenie okresu ważności certyfikatów.

Zabezpieczeniu ceny certyfikatów OZE i realizacji praw majątkowych mają służyć wprowadzone 12 stycznia kontrakty terminowe na TGE. Właśnie przyjęto pierwszych członków tego rynku – Noble Securities i EDF Polska. – Kontrakty wyznaczą jedynie cenę odniesienia dla tego rynku. Bo dziś poza podmiotami handlującymi przez brokerów nikt nie ma do niego dostępu – wskazuje Marian Kilen, trading manager w Fortum Power and Heat Polska. Ale jak zaznacza, bez względu na rodzaj instrumentów w przypadku każdego najważniejsza będzie płynność. Ta będzie jednak miarodajna co najwyżej w terminie dwóch lat, podobnie jak w przypadku kontraktów na energię elektryczną.

W jego ocenie wysyp zielonych inwestycji do końca 2015 r. wpłynie na zwiększenie podaży zielonych certyfikatów na rynku. Z drugiej strony od tego roku ograniczono wsparcie dla współspalania i hydroelektrowni, a dodatkowo nowe instalacje mogą starać się też o przejście do nowego systemu wsparcia. Aukcje są bowiem uważane przez inwestorów za bardziej stabilną formę wsparcia ze względu na to, że w wygrani otrzymują stały, 15-letni kontrakt na odbiór energii. – W dłuższym okresie ceny na aukcjach powinny stać się naturalnym punktem odniesienia dla cen zielonych certyfikatów – argumentuje Kilen.

[email protected]

Pytania do Roberta Kuraszkiewicza

Energetyka odnawialna nie jest w Polsce zagrożeniem dla wytwórczości węglowej – przekonuje prezes Stowarzyszenia Energii Odnawialnej

System zielonych certyfikatów nie jest stabilny. Od kilku lat ich ceny dołują. Dlaczego więc tylu inwestorów decydowało się na realizację projektów w tym modelu w ub.r.?

Główną motywacją była zmiana regulacji związanych ze wsparciem. Sytuacja na rynku energetyki odnawialnej co prawda nie jest komfortowa, ale inwestorzy, podejmując się realizacji projektów, wychodzili z założenia, że lepsze jest zło znane niż nie wiadomo jakie.

Po przesunięciu wejścia w życie niektórych zapisów ustawy o OZE zapanowała jeszcze większa niepewność ...

Ten brak stabilności regulacyjnej, a nie sama bieżąca cena zielonych certyfikatów, jest właśnie najgorszy. Jeśli rząd ma własną wizję rozwoju sektora odnawialnych źródeł, to powinien ją jak najszybciej ogłosić.

Dziś inwestorzy nie wiedzą, czy mają się spodziewać półrocznego opóźnienia przepisów, które już znają, czy raczej nastawić na rewolucję. Gdyby Ministerstwo Energii jasno wytyczyło strategię dla sektora energetycznego, w tym dla OZE, to inwestorzy by się w nią wpasowali. Bo na tej podstawie podejmowaliby racjonalne decyzje o realizacji projektów lub wycofaniu się z nich.

Obecna sytuacja tylko burzy zaufanie. W tym roku z całą pewnością wystąpi luka inwestycyjna. Ona może się wydłużyć, jeśli rząd będzie zwlekał z przedstawieniem wizji.

Nawet państwowe spółki nabrały wody w usta co do rozwoju tego obszaru.

Tam dodatkowo zachodziły zmiany kadrowe. Nowe zarządy dopiero przeglądają strategie spółek.

Według analityków część z nich może zmniejszyć inwestycje w tym obszarze, bo rząd nie wydaje się zwolennikiem OZE.

Co więcej, na rynku panują opinie, że taka niepewność może doprowadzić do likwidacji biznesu OZE w Polsce. Ja się nie zgadzam z takimi katastroficznymi wizjami. W krótkim czasie liczę na debatę rządu z inwestorami. Nasze stowarzyszenie jest gotowe być platformą dialogu, nawet jeśli prezentowane tam poglądy będą dalekie od oczekiwań branży.

Już powiedziano przecież, że polska energetyka ma opierać się na węglu.

Chciałbym podkreślić, że w polskich realiach przy założonym celu OZE na poziomie 20 proc. do 2020 r., energetyka odnawialna nie jest zagrożeniem dla wytwórczości węglowej. Polska nie pójdzie w kierunku transformacji niemieckiej. Dlatego OZE nie wyeliminuje bloków konwencjonalnych. Ale źródła te mogą być istotnym uzupełnieniem miksu energetycznego w sytuacji niedoborów mocy.

O nowelizacji ustawy o OZE wiadomo, że ma ona wprowadzić korzystniejsze rozwiązania dla biogazowni. Być może dostaną one większą pulę zielonych certyfikatów lub pozostaną w tym systemie. Czy to zasadne?

Najlepsze byłoby stworzenie zdywersyfikowanego miksu OZE. Nie jestem pewien, czy wyrywanie poszczególnych segmentów byłoby dziś najbardziej efektywne. Lepiej wprowadzić modyfikacje systemu aukcyjnego, który jest bardziej stabilny niż ten oparty na zielonych certyfikatach. Dostrzegam jeszcze potencjał dla spadku ich cen poniżej 100 zł/MWh. A jeśli utrzymają się one na takim niskim poziomie miesiąc, to nastąpi fala bankructw.

Dlatego uważam, że opóźnienie wejścia w życie zapisów o aukcjach nie jest rozwiązaniem. Bo nie daje możliwości zweryfikowania w praktyce pewnych instrumentów.

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?