Dotkliwe spadki cen akcji w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy pod pewnym względem nie są niczym nowym w historii warszawskiej giełdy (i nie tylko tej). Rzecz w tym, że zawsze w trakcie zniżki notowań – dowolnych aktywów, nie tylko akcji – w głowach inwestorów pojawia się naturalna pokusa, by pod wpływem negatywnego doświadczenia jednym ruchem uciąć straty, czyli pozbyć się danych aktywów.
Jak stwierdziliby pewnie doświadczeni traderzy, w samym ucinaniu strat (stop-loss) nie ma nic złego. Jest jednak jeden warunek – musi być to element dobrze przemyślanej strategii. Strategii, w której skład wchodzą również zasady dotyczące kupowania. Czym innym jest natomiast emocjonalne pozbywanie się aktywów tylko dlatego, że mocno potaniały, a nie dlatego, że decyzja taka jest elementem pieczołowicie opracowanego planu działania.
Nic na szybko
Nieprzemyślane ucinanie strat – zwłaszcza jeśli straty te osiągnęły już konkretne rozmiary – grozi pozbyciem się aktywów po cenach de facto dużo atrakcyjniejszych niż te, po jakich się kupowało. Obecna sytuacja na GPW jest tego dobrym przykładem. O ile w maju ub.r., na szczytach hossy, statystyczna spółka była wyceniana na rynku ze wskaźnikiem P/E (cena/zysk) rzędu 14x, o tyle po wielomiesięcznej przecenie poziom ten obniżył się do 11x.
Ewidentnie na dłuższą metę potrzebny jest plan działania pozwalający zapobiegać takim błędom. Jego zarys zaprezentowaliśmy już w grudniu ub.r., przy okazji raportu dotyczącego klas aktywów. Przypomnijmy: plan ten, w teorii inwestowania zwany nieco pompatycznie strategiczną alokacją aktywów, zakłada zbudowanie portfela złożonego z rozmaitych aktywów (akcje, obligacje, metale szlachetne, itp.) w różnych proporcjach i trzymanie się tego portfela bez względu na hossy i bessy pojawiające się w poszczególnych klasach.
Tym razem zajmiemy się bardzo istotnym elementem tego planu, o którym wówczas tylko wspomnieliśmy, a który w praktyce jest konkretną i sprawdzoną odpowiedzią na wątpliwości pojawiające się w trakcie zniżek notowań. Tym elementem jest tzw. rebalancing, czyli dosłownie „przywracanie równowagi" lub „równoważenie". Chodzi o koncepcję, zgodnie z którą udziały poszczególnych klas aktywów w portfelu powinny po pewnym czasie być przywracane do stanu początkowego.