Obawy o chińską gospodarkę, kurs juana i sektor finansowy wywołały w 2015 r. serię zawirowań na światowych rynkach i od tego czasu co jakiś czas przypominają się inwestorom. Część z nich popadła w czarny pesymizm co do Państwa Środka, inni uważają, że to tylko spowolnienie gospodarcze, a Chiny wkrótce znów zaczną pozytywnie zaskakiwać resztę świata. Niezależnie od tego, co się zdarzyło w chińskiej gospodarce i na rynkach przez ostatnie 12 miesięcy, być może zostanie to kiedyś uznane jedynie za preludium prawdziwego kryzysu, który dotknie Chin. – Kraj ten znalazł się na ścieżce do kryzysu zadłużenia i wielkiej rekapitalizacji banków za trzy–pięć lat – mówił na niedawnej konferencji Coface Country Risk Conference Dariusz Kowalczyk, ekonomista i strateg ds. Azji (z wyłączeniem Japonii) w filii Credit Agricole CIB w Hongkongu.
Boom na kredyt
Dlaczego w Chinach miałoby dojść do dużego kryzysu bankowego? Bo Państwo Środka zadłuża się na potęgę. Na koniec 2007 r. całkowity dług w chińskiej gospodarce (publiczny i prywatny) miał wynosić 148 proc. PKB. Według wyliczeń „Financial Timesa" opartych na danych Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) w I kwartale 2016 r. wynosił on już rekordowe 237 proc. PKB. Te dane mogą być jednak niepełne. Credit Agricole CIB uwzględnia w swoich wyliczeniach m.in. zadłużenie w parabankach i wskazuje np., że już w 2014 r. dług w chińskiej gospodarce, nie licząc jej sektora finansowego, wynosił 243 proc. PKB, by w 2015 r. wzrosnąć do 269 proc. PKB. W 2016 r. może sięgnąć 306 proc. PKB. To już poziom wyższy od amerykańskiego (248 proc. PKB), wyższy niż dla strefy euro (270 proc. PKB) i sporo wyższy niż średnia dla gospodarek wschodzących (175 proc. PKB). W 2020 r. ma sięgnąć natomiast aż 410 proc. PKB.
Chińska gospodarka po wybuchu kryzysu z 2008 r. została poddana potężnej stymulacji za pomocą akcji kredytowej. Strumień kredytów z państwowych banków pozwalał na sfinansowanie wielkich inwestycji budowlanych, które pobudzały „starą gospodarkę", czyli m.in. przemysł i budownictwo. Skutkiem ubocznym tej polityki była bańka na rynku nieruchomości, która pękła pod koniec 2014 r., i pogorszenie się jakości portfela kredytowego banków. Gdy kurek z kredytami zaczęto przykręcać, wkroczyły do akcji parabanki. Rosło lewarowanie i zaczęło dochodzić do pierwszych bankructw na obligacjach korporacyjnych. Finansowanie w gospodarce w stosunku do PKB sięgnęło w I kwartale 2016 r. rekordowego poziomu 218,9 proc. PKB. Sam koszt obsługi zadłużenia wynosi rocznie 14 proc. chińskiego PKB. Aktywa finansowe netto w Chinach to zaś jedynie 65 proc. PKB. Do tego dochodzi problem złych długów. W zeszłym roku wzrosły one o 51 proc. i stanowią już około 3 proc. portfela kredytowego chińskich banków. Może się to wydawać niewielką wartością, ale prognozy Credit Agricole CIB mówią, że w 2020 r. odsetek ten może sięgnąć już nawet 9 proc. Współczynnik wypłacalności chińskich banków core Tier 1 spadłby wówczas nawet do zaledwie 5 proc. – To oznaczałoby, że sektor potrzebowałby rekapitalizacji sięgającej 2 bln USD – wskazuje Kowalczyk.
A 2 bln USD na rekapitalizację chińskich banków to o 1,3 bln USD więcej, niż w 2008 r. przeznaczono na wsparcie dla amerykańskich instytucji finansowych w ramach programu TARP.
Wstrząs do opanowania?
Czy więc chińska gospodarka i sektor finansowy zostaną zgniecione pod ciężarem złych długów? Będzie to w dużym stopniu zależne od reakcji władz w Pekinie. A jak przekonują analitycy Credit Agricole CIB, rząd Chin stać na tak wielką pomoc. Wspomniane 2 bln USD to około 12 proc. chińskiego PKB. Sektor bankowy w Państwie Środka jest zaś zdominowany przez państwo. Nie jest też tak silnie powiązany z międzynarodowymi rynkami, jak były amerykańskie banki w 2008 r. – „zbyt wielkie, by upaść".