Kolejny wielki chiński kryzys może nadejść szybciej, niż nam się wydaje

To, co się dzieje w gospodarce i na rynkach Państwa Środka od blisko roku, może być tylko preludium do prawdziwego wstrząsu, który dotknie chińskiego systemu bankowego. Prognozy analityków mówią bowiem o lawinowo narastającym długu i pogarszającej się kondycji kredytodawców.

Publikacja: 07.05.2016 12:25

Czy Szanghaj stanie się za kilka lat epicentrum kolejnego wielkiego kryzysu finansowego?

Czy Szanghaj stanie się za kilka lat epicentrum kolejnego wielkiego kryzysu finansowego?

Foto: Archiwum

Obawy o chińską gospodarkę, kurs juana i sektor finansowy wywołały w 2015 r. serię zawirowań na światowych rynkach i od tego czasu co jakiś czas przypominają się inwestorom. Część z nich popadła w czarny pesymizm co do Państwa Środka, inni uważają, że to tylko spowolnienie gospodarcze, a Chiny wkrótce znów zaczną pozytywnie zaskakiwać resztę świata. Niezależnie od tego, co się zdarzyło w chińskiej gospodarce i na rynkach przez ostatnie 12 miesięcy, być może zostanie to kiedyś uznane jedynie za preludium prawdziwego kryzysu, który dotknie Chin. – Kraj ten znalazł się na ścieżce do kryzysu zadłużenia i wielkiej rekapitalizacji banków za trzy–pięć lat – mówił na niedawnej konferencji Coface Country Risk Conference Dariusz Kowalczyk, ekonomista i strateg ds. Azji (z wyłączeniem Japonii) w filii Credit Agricole CIB w Hongkongu.

Boom na kredyt

Dlaczego w Chinach miałoby dojść do dużego kryzysu bankowego? Bo Państwo Środka zadłuża się na potęgę. Na koniec 2007 r. całkowity dług w chińskiej gospodarce (publiczny i prywatny) miał wynosić 148 proc. PKB. Według wyliczeń „Financial Timesa" opartych na danych Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) w I kwartale 2016 r. wynosił on już rekordowe 237 proc. PKB. Te dane mogą być jednak niepełne. Credit Agricole CIB uwzględnia w swoich wyliczeniach m.in. zadłużenie w parabankach i wskazuje np., że już w 2014 r. dług w chińskiej gospodarce, nie licząc jej sektora finansowego, wynosił 243 proc. PKB, by w 2015 r. wzrosnąć do 269 proc. PKB. W 2016 r. może sięgnąć 306 proc. PKB. To już poziom wyższy od amerykańskiego (248 proc. PKB), wyższy niż dla strefy euro (270 proc. PKB) i sporo wyższy niż średnia dla gospodarek wschodzących (175 proc. PKB). W 2020 r. ma sięgnąć natomiast aż 410 proc. PKB.

Chińska gospodarka po wybuchu kryzysu z  2008 r. została poddana potężnej stymulacji za pomocą akcji kredytowej. Strumień kredytów z państwowych banków pozwalał na sfinansowanie wielkich inwestycji budowlanych, które pobudzały „starą gospodarkę", czyli m.in. przemysł i budownictwo. Skutkiem ubocznym tej polityki była bańka na rynku nieruchomości, która pękła pod koniec 2014 r., i pogorszenie się jakości portfela kredytowego banków. Gdy kurek z kredytami zaczęto przykręcać, wkroczyły do akcji parabanki. Rosło lewarowanie i zaczęło dochodzić do pierwszych bankructw na obligacjach korporacyjnych. Finansowanie w gospodarce w stosunku do PKB sięgnęło w I kwartale 2016 r. rekordowego poziomu 218,9 proc. PKB. Sam koszt obsługi zadłużenia wynosi rocznie 14 proc. chińskiego PKB. Aktywa finansowe netto w Chinach to zaś jedynie 65 proc. PKB. Do tego dochodzi problem złych długów. W zeszłym roku wzrosły one o 51 proc. i stanowią już około 3 proc. portfela kredytowego chińskich banków. Może się to wydawać niewielką wartością, ale prognozy Credit Agricole CIB mówią, że w 2020 r. odsetek ten może sięgnąć już nawet 9 proc. Współczynnik wypłacalności chińskich banków core Tier 1 spadłby wówczas nawet do zaledwie 5 proc. – To oznaczałoby, że sektor potrzebowałby rekapitalizacji sięgającej 2 bln USD – wskazuje Kowalczyk.

A 2 bln USD na rekapitalizację chińskich banków to o 1,3 bln USD więcej, niż w 2008 r. przeznaczono na wsparcie dla amerykańskich instytucji finansowych w ramach programu TARP.

Wstrząs do opanowania?

Czy więc chińska gospodarka i sektor finansowy zostaną zgniecione pod ciężarem złych długów? Będzie to w dużym stopniu zależne od reakcji władz w Pekinie. A jak przekonują analitycy Credit Agricole CIB, rząd Chin stać na tak wielką pomoc. Wspomniane 2 bln USD to około 12 proc. chińskiego PKB. Sektor bankowy w Państwie Środka jest zaś zdominowany przez państwo. Nie jest też tak silnie powiązany z międzynarodowymi rynkami, jak były amerykańskie banki w 2008 r. – „zbyt wielkie, by upaść".

O ile jednak chińskie władze są w stanie uchronić chory system bankowy przed zagładą, o tyle ze złagodzeniem długofalowych skutków takiego kryzysu dla gospodarki mogą mieć już problem.

– Błędne jest założenie, że nadmierny dług jest zły tylko dlatego, że może wywołać kryzys. Przykładem jest Japonia po 1990 r. Zadłużenie było tam zbyt duże i w konsekwencji doprowadziło to do załamania wzrostu gospodarczego – zwraca uwagę Michael Pettis, ekonomista z Guanghua School of Management na Uniwersytecie Pekińskim.

Richard Koo, analityk banku Nomura, stworzył określenie „recesja w bilansach" opisujące to, co się zdarzyło w Japonii w trakcie dwóch straconych dekad. Zauważył on, że gdy dług spółek sięga wysokiego poziomu, polityka pieniężna staje się coraz mniej skuteczna. Spółki skupiają się bowiem na spłacie długu i nie chcą zaciągać nowych pożyczek, nawet jeśli koszt kredytu jest niemal zerowy. Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia nie tylko w Japonii, ale również m.in. w strefie euro. Po ewentualnym kryzysie bankowym mogą się z nim zetknąć również chińscy decydenci.

– Kryzys finansowy nie jest oczywiście Chinom przeznaczony, ale jeśli w bilansach instytucji finansowych nie pojawią się straty, to może objawić się on w postaci słabnącego wzrostu oraz deflacji. Coś podobnego spotkało już Japonię – przypomina Charlene Chu, analityczka z firmy badawczej Autonomous Research Asia.

Optymistami co do przyszłości chińskiej gospodarki i systemu finansowego pozostają analitycy agencji ratingowej Moody's. Wskazują, że co prawda duże poziomy zadłużenia w Państwie Środka niosą ze sobą ryzyko, ale Chinom nie grozi finansowa implozja mogąca prowadzić do globalnego kryzysu. – Władze nie tylko wiedzą, jaka jest sytuacja, ale również mają narzędzia i wolę, by zająć się problemem nadmiernego lewarowania. Wzrost gospodarczy w Chinach jest szybki i jego perspektywy wciąż są dobre. To gospodarka o niskim dochodzie, która dogania państwa o wyższych dochodach. Duża część chińskiego długu jest generowana w kraju. Stoją za nim krajowe oszczędności, a nie zagraniczne pożyczki, co daje nieco stabilności i wsparcia – twierdzi Atsi Shteh, dyrektor zarządzający w Moody's.

Chiny mają w Moody's rating na poziomie Aa3, czyli czwarty od góry, taki sam jak Belgia. W agencji Fitch chiński rating kredytowy znajduje się na poziomie A+, na równi z czeskim, słowackim czy estońskim. Standard & Poor's ocenia Chiny na AA-, tak samo jak Czechy, Estonię i Koreę Płd. Chińska agencja Dagong przyznała zaś swojemu państwu najwyższy rating AAA, na równi ze Szwajcarią, Luksemburgiem, Norwegią, Singapurem i Hongkongiem. Gdyby tylko wierzyć agencjom, można by uznać, że wszystko jest w porządku. Problem jednak w tym, że w ostatnich latach agencje ratingowe zaliczyły wiele spektakularnych wpadek, łącznie z przyznawaniem świetnych ocen toksycznym instrumentom finansowym.

Mroczne widmo

Obecny kryzys w Chinach był wieszczony przez niektórych analityków – takich jak Andy Xie, były ekonomista z Morgan Stanley – na długo przed 2015 r., gdy większość rynkowych graczy przejawiała daleko idący optymizm co do chińskiej gospodarki. Eksperci już od dłuższego czasu wskazywali, że rynek nieruchomości w Państwie Środka jest nadmiernie rozgrzany, a hossa na giełdach w Szanghaju i Shenzen to „rynek niedźwiedzia z rogami byka". Euforia była jednak przedłużana przez chińskie władze, które stymulowały gospodarkę, by uniknąć nadmiernego spowolnienia wzrostu – i towarzyszących mu niepokojów społecznych – oraz zachęcały drobnych inwestorów do zrealizowania „chińskiego snu" przez wzięcie udziału w szalonej hossie. Po zeszłorocznym wstrząsie na giełdach robiły, co mogły, by powstrzymać gwałtowną przecenę i ustabilizować rynek. Stabilizacja w końcu przyszła, choć od początku 2016 r. indeks Shanghai Composite stracił ponad 15 proc. Pojawiły się też oznaki poprawy sytuacji gospodarczej, ale nadmierny pesymizm dotyczący Chin wciąż się utrzymuje, mimo że „nowa gospodarka" Chin, czyli m.in. sektor konsumencki, usługi i IT, radzą sobie całkiem dobrze.

Być może inwestorzy powinni przyjąć do wiadomości, że Chiny nie są taką gospodarką i rynkiem jak inne. Kraj łączący turbokapitalizm z autorytarnymi, jednopartyjnymi rządami, Wschód z Zachodem i nowoczesność z przaśnością będzie z pewnością jeszcze wielokrotnie zaskakiwał inwestorów. W przypadku Chin żaden scenariusz nie jest oczywisty – także ten mówiący o czekającym je w ciągu kilku lat wielkim kryzysie finansowym.

Nawet analitycy Credit Agricole CIB, którzy wieszczą Państwu Środka kryzys zadłużeniowy, wskazują, że nie jest to powód do przedwczesnej paniki. – Nie powinniśmy obawiać się tego, co obecnie się dzieje w chińskiej gospodarce, ale traktować to jako okazję do zrobienia dobrego interesu – przekonuje Kowalczyk.

[email protected]

Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza