Z brytyjskiej gospodarki napływały ostatnio raczej rozczarowujące dane. Wielka Brytania odczuwa już skutki referendum ws. przynależności do UE, choć jego wyniki poznamy dopiero za miesiąc?
Z pewnością zbliżające się referendum sprzyja niepewności wśród uczestników życia gospodarczego, co wpływa ujemnie na ich aktywność, ale nie sądzę, aby dało się tym wyjaśnić np. słaby odczyt PKB w I kwartale. Na świecie jest wiele innych źródeł niepewności.
MFW, OECD oraz dziesiątki innych organizacji ostrzegają, że Brexit byłby dla brytyjskiej gospodarki bardzo kosztowny. Raportów, które pokazywałyby, że mógłby przynieść Wielkiej Brytanii korzyści, praktycznie nie ma. W tym świetle pomysł, aby organizować w tej sprawie referendum, wydaje się zgoła szalony. Jak do tego doszło?
Referendum w sprawie członkostwa w UE to polityczna zagrywka Davida Camerona, która potoczyła się nieco inaczej, niż zakładał. Pomysł referendum przedstawił w 2013 r., żeby rozładować napięcia w łonie Partii Konserwatywnej i umocnić swoją pozycję. W tej partii jest bowiem sporo eurosceptyków. Realizacja tej obietnicy była uzależniona od tego, czy konserwatyści zwyciężą w wyborach parlamentarnych w 2015 r. i czy zdobędą wystarczającą większość, żeby rządzić samodzielnie. Partia Liberalna, z którą tworzyli wcześniej koalicję, byłaby bowiem przeciwna referendum. Oba warunki się spełniły, co w sumie było mało prawdopodobne, bo w Wielkiej Brytanii rzadko powstają rządy większościowe.
Jak będzie pan głosował w referendum?