Chyba wystarczy, by pokazać, jak epokowego wydarzenia świadkami będziemy w sobotnie popołudnie. Rusza walka o ćwierćfinał, a Polska już na początek zmierzy się w Saint-Etienne ze Szwajcarią.
– To bardzo doświadczony zespół. Większość zawodników gra w Bundeslidze. Będziemy musieli się wspiąć na wyżyny, ale w tych mistrzostwach każdy przeciwnik jest w naszym zasięgu – przekonuje Tomasz Jodłowiec.
Wszystko wskazuje, że pomocnik Legii wróci na ławkę, a na boisko wybiegnie dokładnie ta sama jedenastka co w najlepszym w wykonaniu Polaków meczu z Niemcami. W bramce stanie Łukasz Fabiański, w obronie zagrają Łukasz Piszczek, Kamil Glik, Michał Pazdan i Artur Jędrzejczyk, w pomocy wyjdą Jakub Błaszczykowski, Grzegorz Krychowiak, Krzysztof Mączyński i Kamil Grosicki, a w ataku jak zawsze Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski.
Życzę Robertowi, by w końcu trafił do bramki, nie tylko dlatego, że jesteśmy prawie rówieśnikami i mamy sentyment do Pruszkowa. Po prostu na to zasłużył – ciężką pracą dla kolegów z drużyny. Widać, że Szwajcarzy się go boją. W składzie mają kilka znanych nazwisk, ale żaden z ich gwiazdorów na razie nie zrobił tak wielkiej kariery. Ich lider, pochodzący z Kosowa Granit Xhaka, przeszedł właśnie za 45 mln euro z Borussii Moenchengladbach do Arsenalu, Xherdan Shaqiri wygrywał nawet Ligę Mistrzów z Bayernem, ale na takie uznanie jak Lewandowski w Monachium sobie nie zapracował. Teraz swoich sił próbuje w angielskiej Premier League.
W Saint-Etienne zapowiada się wyrównane spotkanie, bo rywale bronią się równie dobrze jak nasz zespół (jedynego gola stracili z rzutu karnego) i tak jak my mają na razie kłopoty ze zdobywaniem bramek. Kto wie, czy do rozstrzygnięcia nie będzie potrzebna dogrywka i seria jedenastek.