Za nami całkiem dobry okres w wykonaniu warszawskiej giełdy. Czy ta wakacyjna hossa ma szanse utrzymać się dłużej?
Wszystko sprowadza się do oceny perspektyw spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. Jeśli weźmiemy pod uwagę rosnąca gospodarkę, która nadal rozwija się całkiem solidnie na tle innych europejskich krajów, to są powody do optymizmu. Systematyczna poprawa sytuacji na rynku pracy wraz z rządowym programem 500 plus przekłada się na gwałtowny wzrost dochodów Polaków, co z kolei w połączeniu z utrzymującą się niską skłonnością do oszczędzania generuje wyższe wydatki gospodarstw domowych. Stąd mamy silny bodziec wzrostowy dla gospodarki w postaci rosnącej konsumpcji. Można więc założyć, że korzystne otoczenie makroekonomiczne będzie przekładać się na dalszy wzrost wyników spółek. Jest więc przestrzeń do fundamentalnych wzrostów na naszej giełdzie. Niemniej skorzystają na tym głównie mniejsze podmioty spoza WIG20. Niestety, polskim blue chips nie sprzyja struktura sektorowa WIG20. W ich przypadku trudno o optymizm, co ogranicza zainteresowanie naszym rynkiem przez inwestorów globalnych czy regionalnych.
Wciąż jesteśmy negatywnie postrzegani przez zagraniczny kapitał?
Atrakcyjność naszego rynku jest oceniana przez pryzmat kilku kluczowych sektorów, m.in. banków i energetyki. Przez lata spółki z tych sektorów przyciągały zagraniczny kapitał z uwagi na atrakcyjną i regularnie płaconą dywidendę oraz perspektywy wzrostu ich biznesów. W obecnych warunkach, szczególnie w połączeniu z kolejnymi zmianami w OFE, argumenty te straciły na znaczeniu i niestety polskie akcje przestały być atrakcyjne. Straciliśmy główne atuty, które przesądzały o sile relatywnej naszego rynku.
Czy można jednak znaleźć jakieś argumenty przemawiające za polskim rynkiem z punktu widzenia globalnych graczy?