WIG20 ostatnio zbliżył się do poziomu 1700 pkt. Czy jest to powód do niepokoju, czy może wręcz przeciwnie, okazja na tanie zakupy?
Trwająca od połowy sierpnia niemoc WIG20 i zbliżanie się w okolice czerwcowych dołków naturalnie nasuwa pytanie, czy jest to już moment na zaangażowanie się w spółki z tego indeksu. Pytanie to powraca jak bumerang wraz ze spadkiem tego indeksu na kolejne minima w kilku ostatnich kwartałach. Ostatnie tygodnie słabości raczej rozwiały nadzieje na trwałą zmianę trendu, choćby w relatywnym ujęciu. Nie ma wątpliwości, że w każdym horyzoncie czasowym – pięcioletnim, trzyletnim, rocznym, czy też od początku tego roku – relatywne zachowanie tego indeksu zarówno wobec indeksów rynków rozwiniętych jak i rozwijających się jest dramatycznie słabe.
Z czego to wynika?
Do pierwszego kwartału bieżącego roku jakimś wytłumaczeniem tej sytuacji było załamanie na rynku surowców i rynkach wschodzących, jednakże to, co dzieje się aktualnie, nie napawa optymizmem i nie można tego tłumaczyć słabością rynków wschodzących. Jedynym indeksem, któremu WIG20 dotrzymuje kroku, jest włoski FTSE MIB, ale nie jest to powód do zadowolenia. Widoczny jest chroniczny brak świeżego kapitału i zainteresowania rynkiem zagranicznych graczy, a spadki odbywają się w stabilny i konsekwentny sposób przy biernej postawie strony popytowej. Przerywane są jedynie krótszymi lub dłuższymi okresami odbić, które swoje podłoże mogą mieć w zamykaniu krótkich pozycji. Takie zachowanie rynku niewątpliwie powinno niepokoić i może to oznaczać, że nadal nie osiągnęliśmy dna. Jeżeli spojrzymy na to, co się wydarzyło w wynikach spółek w ostatnim roku i jakie są oczekiwania na przyszłość, to obraz jest już bardziej zrozumiały, a spadki mają solidne uzasadnienie w fundamentach. Dodatkowo musimy mieć świadomość, że polska giełda nie jest pępkiem świata, a w istocie żyjemy w ciekawych czasach w kraju na peryferiach Unii Europejskiej.
Wydawało się, że po przedstawieniu założeń ustawy frankowej i zmian w OFE elementy niepewności, które tak ciążyły naszemu rynkowi, przynajmniej na jakiś czas zniknęły...