Hossa co do zasady trwa dłużej niż bessa

Mark Mobius, z dyrektorem zarządzającym Templeton Emerging Markets Group rozmawia Grzegorz Siemionczyk.

Publikacja: 24.03.2017 07:00

Mark Mobius, dyrektor zarządzający Templeton Emerging Markets Group

Mark Mobius, dyrektor zarządzający Templeton Emerging Markets Group

Foto: Archiwum

Od marca 2009 r. amerykański indeks S&P 500 zyskał ponad 200 proc., więcej niż indeksy akcyjne większości spośród najszybciej rozwijających się gospodarek świata. Jak długo ta hossa może potrwać bez poważniejszego wstrząsu?

Rynki byka nie mogą trwać bez korekty wiecznie. Trzeba jednak odnotować, że hossa co do zasady trwa dłużej niż bessa, a procentowe wzrosty indeksów są większe niż spadki w czasie bessy. W ostatnim czasie giełdy państw wschodzących radzą sobie lepiej niż giełda USA. To zrozumiałe, bo amerykańskie akcje stały się już dość drogie, a dolar się osłabia względem innych walut. Szybkie zwyżki cen akcji w USA dobiegają więc końca, przynajmniej na pewien czas. Hossa może trwać znacznie dłużej, ale po drodze wystąpi korekta. W tym czasie inne rynki będą miały szansę, żeby nadgonić amerykański.

Przerwa w hossie na Wall Street to będzie tylko korekta, a nie kolejny krach?

Tak, spodziewam się korekty. Stopy procentowe idą w górę, ale rośnie też inflacja. A w takim scenariuszu akcje są atrakcyjne. Przy wysokiej inflacji akcje są pożądaną klasą aktywów. Dlatego jest duża szansa, że rynki akcji będą radziły sobie dobrze.

Czy giełdy poza USA mogą radzić sobie dobrze w czasie, gdy na Wall Street będzie trwała wspomniana korekta? Popularne powiedzenie głosi, że gdy USA kichają, reszta świata dostaje kataru. Czy dotyczy to również rynków akcji?

Proszę pamiętać, że rynek akcji antycypuje, co się będzie działo w gospodarce. Amerykańska giełda radziła sobie dobrze, teraz dobrze zaczyna radzić sobie tamtejsza gospodarka. A gdy USA będą się szybko rozwijały, będzie to doskonała wiadomość dla reszty świata. USA to wciąż zdecydowanie największa gospodarka świata. Dzisiejszy stan rzeczy jest więc bardzo obiecujący dla światowej gospodarki.

Spodziewa się pan, że Donaldowi Trumpowi uda się rozruszać amerykańską gospodarkę?

Z pewnością będzie się bardzo starał, bo chciałby ponownie wygrać wybory (śmiech). Będzie się starał ten cel osiągnąć, zwiększając wydatki na obronność, na infrastrukturę, ale także na drodze osłabienia dolara, aby pobudzić eksport. Te trzy siły prawdopodobnie tchną wiatr w żagle amerykańskiej gospodarki.

Pomówmy o rynkach wschodzących. Grupujący je indeks MSCI EM zyskał od marca 2009 r. „tylko" 100 proc., znacznie mniej niż S&P 500, i jest wciąż daleko od maksimów sprzed globalnego kryzysu. Jak szybko uda się rynkom wschodzącym nadrobić te zaległości?

Tempo wzrostu gospodarczego państw wschodzących wyniesie w tym roku średnio ponad 4 proc., w porównaniu do 1,3 proc. średnio w gospodarkach dojrzałych. Dwa najbardziej ludne kraje wschodzące, Indie i Chiny, rozwijają się w tempie 6–7 proc. rocznie. Zwykle jest tak, że roczne stopy zwrotu z akcji dwukrotnie przewyższają stopę wzrostu PKB. To oznacza, że w gospodarce rozwijającej się w tempie 6 proc. rocznie, akcje mogą drożeć o 12 proc. rocznie.

Od kilku lat wśród inwestorów żywe są obawy, że Chiny, z powodu ogromnego zadłużenia sektora prywatnego, nieuchronnie zbliżają się do kryzysu. Pan tych obaw nie podziela?

Nie. Po pierwsze, cztery największe chińskie banki są pod kontrolą rządu. Rząd ma więc narzędzia pozwalające mu zapobiegać poważnym kryzysom. Ma też odpowiednie środki. Rezerwy walutowe Chin wynoszą ponad 3 bln USD. Te pieniądze mogą zostać wykorzystane na pomoc bankom. Oczywiście, dochodzi i będzie dochodziło do bankructw prywatnych chińskich spółek. Wiele z nich jest nadmiernie zadłużonych i ma z tego powodu kłopoty. Ale systemowy kryzys Chinom nie grozi.

Kolejnym czynnikiem, który w ostatnich latach ograniczał zainteresowanie inwestorów rynkami wschodzącymi, była przecena ropy naftowej. Przyczyniła się ona bowiem do recesji w Rosji i Brazylii. Odbicia cen ropy nic nie zapowiada. Co to oznacza dla rynków wschodzących?

Większości państw rozwijających się niskie ceny ropy naftowej sprzyjają. Największe z nich, z Chinami i Indiami włącznie, są importerami tego surowca. Pewna dodatnia korelacja, która zachodzi między notowaniami ropy a notowaniami akcji na rynkach wschodzących, bierze się stąd, że gdy ropa tanieje, to jej eksporterzy, głównie kraje rozwinięte, ograniczają wydatki. Teraz jednak nie spodziewam się dalszej przeceny ropy. Wydaje się, że cena tego surowca jest właściwa i będzie w przewidywalnej przyszłości nadal oscylowała w okolicy 50–60 USD za baryłkę. Ta sytuacja będzie korzystna dla rynków wschodzących, z wyjątkiem oczywiście Rosji, Brazylii i kilku mniejszych państw.

Które spośród rynków wschodzących uważa pan obecnie za najbardziej atrakcyjne pod względem potencjalnych stóp zwrotu?

W tej chwili poświęcam dużo uwagi Chinom, bo to największa z gospodarek wschodzących i na dodatek wciąż szybko rosnąca. Jako duże towarzystwo funduszy, w naszych decyzjach musimy brać pod uwagę płynność i głębokość rynków. A te kryteria spełniają generalnie duże kraje. Spośród tych mniejszych interesujący jest m.in. Wietnam. Rosja i Brazylia, które wychodzą z recesji, także są warte uwagi.

A co z Polską? Po kryzysie polska giełda została w tyle nie tylko za Wall Street, ale także za większością rynków wschodzących. Dopiero od kilku miesięcy nadrabia zaległości. Czy można oczekiwać, że dobra koniunktura na GPW się utrzyma?

Tak. Przewidujemy, że Polska gospodarka powiększy się w tym roku o 3,4 proc., co jest bardzo dobrym wynikiem jak na Europę Środkowo-Wschodnią. Co więcej, złoty zaczyna się stabilizować w stosunku do dolara. Zagraniczni inwestorzy w swoich decyzjach najczęściej kierują się oczekiwaną stopą zwrotu wyrażoną w dolarach. Słabnący złoty obniżał tę stopę.

Od jesieni 2015 r., gdy do władzy w Polsce doszedł PiS, słabość polskiego rynku akcji była przez wielu analityków tłumaczona wzrostem niepewności. Zgadza się pan, że Polska stała się rynkiem o podwyższonym ryzyku politycznym?

Nie. W każdym kraju na świecie reformy prowadzą do wzrostu niepewności. W każdym kraju pojawiają się też populiści, którzy transferami chcą sobie kupić reelekcję. Kluczowe jest to, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej. To ogranicza możliwości psucia otoczenia politycznego gospodarki przez lokalnych polityków. Polska pozostaje i pozostanie krajem rządów prawa.

Mimo to w ubiegłym roku Franklin Templeton wycofał się z polskich obligacji skarbowych. To nie miało związku z ryzykiem politycznym?

Ja osobiście nie zarządzam funduszami obligacji, ale co do zasady menedżerowie takich funduszy ograniczają zaangażowanie na danym rynku, gdy sytuacja jest dobra, a zwiększają zaangażowanie, gdy sytuacja jest zła. W ubiegłym roku polskie obligacje były dość drogie, więc był to dobry moment, żeby się wycofać.

W ostatnich latach wyraźnie zmalał udział Polski w globalnych indeksach akcyjnych, takich jak MSCI EM. To z jednej strony odzwierciedlało relatywną słabość naszej giełdy w tym okresie, ale z drugiej tę słabość potęgowało, bo zmniejszało zainteresowanie Polską wśród funduszy indeksowych. Co możemy zrobić, żeby zwiększyć wagę Polski w globalnych indeksach?

Udział poszczególnych giełd w globalnych indeksach zależy m.in. od tego, ile jest na nich notowanych dużych, płynnych spółek. W tym kontekście ważne jest zwiększanie odsetka akcji dużych firm w wolnym obrocie. Można to robić na przykład na drodze prywatyzacji. Z jednej strony chodzi o wprowadzanie na giełdę nowych firm, a z drugiej na ograniczanie przez rząd udziałów w już notowanych spółkach, aby zwiększyć ich free float.

CV

Mark Mobius (ur. 1936 r.) jest prezesem Templeton Emerging Markets Group, części towarzystwa funduszy Franklin Templeton specjalizującej się w inwestowaniu na rynkach wschodzących. Przez 26 lat, do października 2015 r., był zarządzającym funduszami Templetona. Zapewniło mu to status jednego z pionierów inwestowania na rynkach wschodzących i znawcy tej tematyki. Zanim w 1987 r. dołączył do Templetona, pracował w firmie inwestycyjnej Vickers-da-Costa, kierował też tajwańskim funduszem IITC. Ma doktorat w dziedzinie ekonomii i nauk politycznych z MIT.

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza