Jest dobrze, ma być jeszcze lepiej

Rząd w Bukareszcie podgrzewa rozpaloną do czerwoności gospodarkę. Ten boom długo trwać nie może...

Publikacja: 10.06.2017 13:00

Rumunia przeżywa boom konsumpcyjny.

Rumunia przeżywa boom konsumpcyjny.

Foto: Archiwum

GG Parkiet

Sześć lat temu Rumunia i Bułgaria, po dwóch dekadach zmiennych kolei losu, były mniej więcej na tym samym poziomie rozwoju. W 2011 r. PKB w przeliczeniu na mieszkańca (licząc zgodnie z metodologią parytetu siły nabywczej) w pierwszym z tych państw był o zaledwie 4 proc. wyższy niż w drugim. Do końca 2016 r. ta różnica zwiększyła się do 10 proc. W tym roku i w kolejnych latach będzie się, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, nadal zwiększała. Rumunia przeżywa bowiem gospodarczy boom, którego nie były w stanie przerwać nawet masowe antyrządowe demonstracje z początku tego roku. Coraz częściej ten czarnomorski kraj określany jest mianem środkowoeuropejskiego tygrysa i porównywany do... Polski (wielu Polakom, krytycznym w ocenie minionego ćwierćwiecza, może być w to trudno uwierzyć, ale żaden postkomunistyczny kraj dzisiejszej UE nie odnotował w tym czasie takiego skoku rozwoju, jak Polska).

Znikające podatki

W ub.r. rumuńska gospodarka powiększyła się o 4,8 proc. Spośród państw UE lepszym wynikiem pochwalić się mogły tylko Irlandia (której rachunki narodowe są podejrzane) i Malta. Początek tego roku był jeszcze bardziej imponujący. W I kwartale PKB ojczyzny hrabiego Drakuli urósł o 5,6 proc. rok do roku. W efekcie ruszyła fala rewizji prognoz na cały 2017 r. Ankietowani w lutym przez agencję Bloomberg ekonomiści przeciętnie spodziewali się zwyżki PKB Rumunii w tym roku o 3,7 proc. W maju wskazywali już na 4 proc., ale od tego czasu prognozy jeszcze poszły w górę. Najnowsze, m.in. autorstwa ekonomistów banków ING i Morgan Stanley, sugerują, że rumuńska gospodarka powiększy się aż o 4,9 proc. Jeszcze więcej optymizmu wykazuje rząd, który w ustawie budżetowej założył wzrost PKB o 5,2 proc. Minister finansów Viorel Stefan ocenił zaś niedawno, że rzeczywistość okaże się zapewne jeszcze lepsza.

Na gruncie teorii ekonomii w kraju, który jest relatywnie słabo rozwinięty (PKB per capita jest w Polsce o około 25 proc. wyższy niż w Rumunii), nietrudno o takie tempo wzrostu gospodarczego. W praktyce jednak niski poziom dochodu narodowego na mieszkańca sam w sobie nie daje gwarancji, że będzie on szybko rósł. Potrzebne są ku temu sprzyjające warunki. W Rumunii „efekt doganiania" nasiliła ewidentnie seria obniżek podatków z ostatnich lat. Na początku ub.r. tamtejszy socjaldemokratyczny rząd obniżył podstawową stawkę VAT z 24 do 20 proc., a w tym roku odjął od niej jeszcze 1 pkt proc. i obciął akcyzę na paliwo. Już w połowie 2015 r. objął żywność, a pół roku później także wodę, obniżoną stawką VAT na poziomie 9 proc. Z początkiem 2016 r. Bukareszt obciął podatek od dywidend z 16 do 5 proc., a podatek dochodowy dla małych firm z 3 do 1 proc., rozszerzając przy tym definicję małej firmy. Na tym nie koniec. Rząd deklaruje, że w przyszłym roku obniży liniowy, 16-proc. podatek dochodowy, który i tak należy do najniższych w UE. Docelowo ma spaść do 10 proc., ale nie jest jasne, czy w jednym kroku czy stopniowo. Oprócz tego, od przyszłego roku zamiast dziewięciu różnych składek na ubezpieczenia społeczne Rumuni mają płacić tylko dwie – emerytalną i zdrowotną. Ich ciężar spadnie z 39 do 35 proc. płacy. Planowana jest też kolejna obniżka stawki VAT.

Pozorna liberalizacja

W ub.r. publicysta amerykańskiego „Forbesa" Frank Holmes chwalił rządzących od 2012 r. rumuńskich socjaldemokratów, że wbrew swojej politycznej orientacji doskonale rozumieją, jak ożywić gospodarkę. Tą receptą jest liberalizacja, a dokładniej tzw. ekonomia strony podażowej. Tym terminem określa się politykę cięcia podatków i deregulacji, którą Bukareszt też prowadzi. Odchudzanie Lewiatana, twierdzą „podażowcy", wyzwala inicjatywę sektora prywatnego. Firmy motywuje się do inwestycji, a ludzi do pracy. A kwitnąca dzięki temu gospodarka sprawia, że wpływy podatkowe, pomimo niższych stawek, i tak rosną.

Liberałowie będą jednak zawiedzeni. Socjaldemokratyczny rząd Rumunii, który od tego roku kieruje Sorin Grindeanu, tylko pozornie uprawia ekonomię strony podażowej. W rzeczywistości, w pełnej zgodności ze swoją etykietą, łagodzi politykę fiskalną. Nie służy to stymulowaniu podaży, tylko popytu, szczególnie konsumpcyjnego. Rząd nie ogranicza też roli państwa w gospodarce ani wydatków. Przeciwnie, systematycznie podwyższa np. płace budżetówce. W służbie zdrowia w ciągu kilku lat, zgodnie z obowiązującym planem, wynagrodzenia mają się zwiększyć ponaddwukrotnie, a w szkolnictwie o połowę. MFW wyliczył niedawno, że koszt realizacji wszystkich zapowiedzi rządu w obszarze polityki fiskalnej w latach 2017–2020 wyniósłby 5,5 proc. PKB.

– To prawda, że w Rumunii istotnie ograniczono biurokrację, zniesiono wiele niepotrzebnych regulacji. Nie wydaje mi się jednak, że to jest główny napęd obecnego boomu w tamtejszej gospodarce. Jest nim przede wszystkim ekspansywna polityka fiskalna. Seria obniżek stawek VAT już sprawiła, że przychody rządu spadły z 35 proc. PKB w 2015 r. do 31,5 proc. Tymczasem w tegorocznym budżecie zapisano 15-proc. wzrost wydatków – tłumaczy „Parkietowi" Liam Carson, ekonomista ds. gospodarek wschodzących w firmie analitycznej Capital Economics. Podobnie źródła dobrej koniunktury w czarnomorskiej gospodarce ocenia Ciprian Dascalu, główny ekonomista ds. Rumunii w ING. Ekonomiści Morgana Stanleya w ostatnim raporcie poświęconym Rumunii zauważyli, że tamtejsze władze „żyją chwilą": dolewają tylko oliwy do gospodarki, która już jest rozgrzana do czerwoności.

Inwestorzy mają do Bukaresztu zaufanie

Ekonomiści są jednomyślni w ocenie prognoz Bukaresztu, zakładających, że wzrost PKB będzie systematycznie przyspieszał, do 5,7 proc. rocznie w latach 2019–2020. Uważają, że są one abstrakcyjne. Wskazują, że już w 2016 r. deficyt sektora finansów publicznych Rumunii sięgnął dopuszczalnego w UE limitu 3 proc. PKB, w tym roku prawdopodobnie będzie jeszcze większy. Według Komisji Europejskiej wyniesie 3,5 proc., takie same prognozy ma m.in. Morgan Stanley. Bukareszt nie ma na razie najmniejszych problemów z finansowaniem tego deficytu. Przeciwnie, przez kilka miesięcy w ub.r. był w stanie zadłużać się na rynkach finansowych na takich samych warunkach jak rząd Polski, pomimo niższych o co najmniej dwa stopnie ocen wiarygodności kredytowej. Inwestorów uspokaja m.in. to, że dług publiczny Rumunii, choć rośnie, należy do najniższych w UE. W ub.r. wynosił niespełna 38 proc. PKB.

– Zakładam jednak, że w przyszłym roku rząd będzie chciał sprowadzić deficyt z powrotem do 3 proc. PKB, aby uniknąć unijnej procedury nadmiernego deficytu, która mogłaby ograniczyć napływ unijnych funduszy – mówi Carson. – Rosnący gwałtownie popyt konsumpcyjny sprawi, że w horyzoncie 1,5 roku zdecydowanie przyspieszy inflacja, przebijając cel banku centralnego, wynoszący 2,5 proc. W efekcie rumuński Komitet Polityki Pieniężnej będzie podwyższał stopy procentowe znacznie szybciej, niż się dzisiaj oczekuje na rynkach. W mojej ocenie główna stopa procentowa do końca 2018 r. wzrośnie o 1,75 pkt proc., do 3,5 proc. – dodaje. Jednoczesne zaostrzenie polityki fiskalnej i pieniężnej poskutkuje wyraźnym spowolnieniem gospodarczym.

Rumunia i Polska w jednej lidze

Główny ekonomista ING w Rumunii zastrzega jednak, że ryzykowna polityka fiskalna rządu nie powinna przesłaniać pozytywnych zjawisk, które ewidentnie w tamtejszej gospodarce zachodzą. Zwraca uwagę na kwitnący sektor przemysłowy, a także prężną branżę IT. Ta ostatnia, łącznie z komunikacją, wytwarza już 6,2 proc. wartości dodanej w rumuńskiej gospodarce, a udział ten systematycznie rośnie (dla porównania, w Polsce w ub.r. wynosił 3,9 proc.). Nic dziwnego, bo tamtejsze firmy informatyczne są wyjątkowo produktywne. Statystyczny ich pracownik wytwarza w ciągu godziny produkty i usługi o wartości 38 euro, podczas gdy w Polsce to zaledwie 18 euro. To przyciąga inwestorów.

Zdaniem Dascalu ani rosnąca szybko w Rumunii produktywność, ani szeroki strumień funduszy unijnych nie wystarczą jednak, aby podtrzymać blisko 5-proc. tempo wzrostu gospodarczego. W najbliższych latach spadnie ono w okolice 3,5 proc.

MFW zwraca uwagę, że Rumunii pilnie potrzebne są reformy strukturalne, zwiększające aktywność zawodową ludności. Konieczna jest też reorientacja polityki gospodarczej ze stymulującej konsumpcję na pobudzającą inwestycję. Jest jednak wątpliwe, aby te zalecenia wprowadzili w życie socjaldemokraci. Ci bowiem deklarują, że co najmniej do 2019 r. zamierzają utrzymywać znaczący strukturalny (skorygowany o wpływ cyklu koniunkturalnego) deficyt budżetowy, aby poziom życia w Rumunii zbliżył się do unijnej średniej. Pod tym względem Rumunia rzeczywiście upodabnia się do Polski.

[email protected]

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza