Co sprawiło, że zaledwie pięć miesięcy po objęciu fotela prezesa Ronson Development – wcześniej przez wiele lat był pan członkiem zarządu odpowiedzialnym za finanse tej firmy – przeszedł pan do węgierskiej Cordii?
Pojawiła się możliwość podjęcia nowego, bardzo ciekawego wyzwania zawodowego. Propozycję otrzymałem w sierpniu, we wrześniu złożyłem rezygnację w Ronsonie – uważam, że w dobrym momencie, gdyż mogłem zostawić spółkę optymalnie ułożoną finansowo.
Cordia ma ambicje – ale i fundamenty – by stać się wiodącym deweloperem w Europie Środkowo-Wschodniej. To, co było dla mnie szczególnie pociągające, to możliwość działania na rynkach poza Polską. Cordia jest zakorzeniona na Węgrzech, działalność ogranicza się w zasadzie do stolicy, stąd dalszy rozwój musi oznaczać ekspansję zagraniczną. Od kilku lat firma rozwija się w Polsce, będzie też w tym roku realizować kolejny projekt w Rumunii, a dywersyfikacja działalności na trzech rynkach i pięciu bardzo dużych miastach jest czymś wyjątkowym.
Właściciele, rodzina Futo i zarząd Cordii, postawili przede mną zadanie wprowadzenia Cordii na polski rynek kapitałowy. To dzięki niemu rozwinęło się wielu deweloperów w Polsce, branża jest jednym z filarów rynku obligacji korporacyjnych. Rodzina Futo uważa, że także dla Cordii może to być trampolina do dalszego rozwoju. Dziś firma inwestuje głównie środki własne, ekspansja wymaga pozyskania kapitału.
Z emisji obligacji czy akcji?