Gratulacjom i życzeniom z okazji powstania klubu w Miami nie było końca. Wstępne zainteresowanie grą wyraził sam Leo Messi. – Może za kilka lat zadzwonisz? – pyta Beckhama najlepszy piłkarz świata w nagranym specjalnie na tę okazję filmiku. Raczej nie należy tego traktować w kategoriach żartu. Brazylijczyk Neymar ograniczył się do gratulacji. Podobnie jak sportowcy Serena Williams i Usain Bolt oraz celebryci, jak Will Smith i Jay-Z. Zapewne Beckham nie musiał ich długo prosić o nagrania, to jego dobrzy znajomi. Nic dziwnego, że dziennikarzowi z nieodległego Orlando impreza skojarzyła się z rozdaniem Złotych Globów. Ale droga do celu nie była wyłożona czerwonym dywanem.
Drużyna numer 25
– To była długa podróż. Miałem momenty zwątpienia, kiedy myślałem, że to się nie uda, że nie dam rady. Ale się nie poddałem – opowiadał, jak na prawdziwego sportowca przystało, główny bohater wieczoru. I dopiął swego. W Miami powstanie 25. drużyna piłkarska ligi MLS (Major League Soccer – zawodowa liga piłki nożnej w Stanach). Prawdopodobnie dołączy do rozgrywek w 2020 roku. Beckham, choć sławny i bogaty, sam nie dałby rady, ma całą grupę partnerów do tego biznesu. Wszyscy mają pieniądze, a część z nich także sportowe doświadczenia. To biznesmeni Jorge i Jose Mas, właściciele MasTec, szef Sprint Corporation Marcelo Claure, angielski producent muzyczny Simon Fuller, założyciel japońskiego SoftBanku Masayoshi Son oraz były właściciel Los Angeles Galaxy oraz klubów sportowych z Toronto Tim Leiweke.
Operacja polegająca na dołączaniu klubu z Miami do MLS trwała długo i można było zwątpić w jej powodzenie. Pierwsze wiadomości w tej sprawie obiegły świat już cztery lata temu. Decyzja Davida Beckhama była częścią lukratywnego kontraktu, jaki podpisał po przybyciu do Los Angeles. W umowie znalazła się klauzula mówiąca o tym, że jeżeli założy klub, to przystąpienie do ligi będzie go kosztowało 25 milionów dolarów zamiast zwyczajowych 150 milionów. W 2014 roku ogłosił, że skorzysta z tej opcji. Na konferencji prasowej nie ukrywał radości: – To jest ekscytujący moment dla mnie, mojej rodziny, moich przyjaciół i partnerów biznesowych. A komisarz ligi Don Garber wydawał się równie podekscytowany, podkreślając, jak wielki wpływ na rozwój soccera w Stanach miał angielski piłkarz. Padło już wówczas drażliwe pytanie o stadion, które zresztą okazało się złą wróżbą. Potem entuzjazmu było coraz mniej, a coraz więcej problemów. Garber przyznał, że poszerzanie ligi o klub z Miami było najbardziej skomplikowanym procesem, w jakim uczestniczył, a Beckham – że był bliski rezygnacji. Natomiast piłkarz zarzeka się, że ani przez moment nie rozważał innego miasta.
Przedsiębiorstwo rodzinne
Beckham, jak Midas, czego się dotknie, zamienia w złoto. Amerykańskie media zastanawiały się swego czasu, jak łatwo podbił Stany. Ale opowieść o podbojach Anglika należałoby rozpocząć dużo wcześniej. To przecież historia chłopca urodzonego w niezamożnej londyńskiej rodzinie, który stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych ludzi na świecie, ikoną świata sportu, mody i popkultury, idolem młodych ludzi, o którego biją się sponsorzy, skłonni płacić każde pieniądze za promowanie ich marki. Tak robią między innymi Adidas, Pepsi i H&M. Poza tym jest ambasadorem UNICEF-u, dużo mówi o pomocy najbiedniejszym i nie tylko mówi. Ostatnia wiadomość: Beckham został zaatakowany przez 10 tysięcy komarów. Chodzi o jego udział w kampanii na rzecz walki z malarią. Victorię, wtedy wokalistkę popularnego zespołu Spice Girls, poznał w 1997 roku. Żona prowadzi własny biznes, jest projektantką mody, chociaż ostatnio angielskie tabloidy notowały z satysfakcją, ile straciła. Wartość ich majątku szacuje się na kilkaset milionów dolarów. Występują znaczne rozbieżności, zależy kto liczy, ale wszyscy się zgadzają, że rodzina Beckhamów ma więcej niż królowa brytyjska. Mają czwórkę dzieci. Najstarszy Brooklyn ma 18 lat, wygląda jak milion dolarów, pojawia się na okładce magazynu „Vogue" i w reklamach Burberry. To dochodowe przedsiębiorstwo rodzinne.
Beckham-piłkarz grał w najlepszych klubach, jak Manchester United, Real Madryt, Los Angeles Galaxy, AC Milan i Paris Saint Germain. Wszędzie odnosił sukcesy, wygrywał rozgrywki ligowe, triumfował też w prestiżowej Lidze Mistrzów. Był znakomitym piłkarzem, ale – to nie jest odkrycie – było paru lepszych. Natomiast nikt nie pokierował tak doskonale swoją karierą po zakończeniu boiskowej przygody. Łączył idealnie cechy, które na pozór do siebie nie przystawały. Zawsze pokazywał nieustępliwą walkę, był kapitanem dumnych Anglików. Chyba każdy pamięta, jak dostał czerwoną kartkę, gdy kopnął Diego Simeone, słynącego z ostrej gry argentyńskiego piłkarza (dzisiaj trenera Atletico Madryt). Wypruwał żyły na boisku, więc kochali go kibice. Poza boiskiem pieczołowicie dbał o wygląd, więc uznano go za modelowy przykład faceta metroseksualnego. Podobał się kobietom i gejom, z czym nie miał żadnego problemu. A przy tym wszystkim zawsze podkreślał przywiązanie do rodziny, które widać nawet w jego tatuażach, poświęconych najbliższym osobom. Wszyscy, którzy mieli z nim kontakt – czy to byli trenerzy, czy fotografowie – chwalili jego etykę pracy, pewność siebie i podkreślali, że zawsze wiedział, czego chce.