Młody, nieuregulowany i perspektywiczny rynek o globalnym zasięgu, z dużymi możliwościami zachowania anonimowości, a do tego niebotyczne stopy zwrotu z aktywów na nim notowanych, a w jego centrum technologia, nazywana rewolucją na skalę wynalezienia maszyny parowej. Dla oszustów i ekspertów od budowania schematów Ponziego jest to środowisko tak idealne, jak woda dla ryb. Nic tylko oferować coś, co ma w nazwie „coin" albo „chain", zbudować wokół tego otoczkę profesjonalizmu i elegancji i jak mawiał znany trener piłkarski – „golić frajerów". Niestety, ale szansę na zrobienie przekrętu wyczuło tu już wielu naciągaczy i z pewnością będą pojawiać się nowi. Jak zmniejszyć ryzyko wpadnięcia w ich sidła?
Inicjatywa przedstawicieli branży
Ku zaskoczeniu wielu kryptowalutowych sceptyków przed piramidami finansowymi w tej branży ostrzegało ostatnio samo... Polskie Stowarzyszenie Bitcoin (PSB). W liście otwartym z 23 maja jego członkowie piszą m.in.: „Na naszym rynku – jak na każdym innym – można zaobserwować patologie. Za takowe musimy uznać piramidy finansowe, które podszywają się pod kryptowaluty. Ich twórcy, wykorzystując popularność bitcoina i jego pochodnych, namawiają mniej zorientowane osoby do inwestowania środków w ich »monety«, niemające najczęściej niemal niczego wspólnego z rewolucyjną technologią blockchain i innymi zabezpieczeniami, które czynią bitcoina wyjątkowym i bezpiecznym pod kątem używalności". Nie jest to pierwsza tego typu inicjatywa PSB. Wcześniej informowało już o niebezpieczeństwie związanym z takimi projektami, jak DasCoin i OneCoin, a na konferencjach branżowych nikt nie ukrywa, że na tym rynku zdarza się sporo „wałków". Wielu może powiedzieć, że ostrzeżenia PSB to zagranie czysto PR-owe, próba ocieplenia wizerunku, mocno nadszarpniętego przez polski nadzór i regulatorów. Z drugiej jednak strony można to odbierać jako pewien przejaw postępującej dojrzałości tej branży – sama z siebie, mimo wielu prawnych niejasności, zaczyna się standaryzować, regulować i wydawać ostrzeżenia. Wiem, że to drażliwy temat, więc niech interpretacja tego typu inicjatyw pozostanie kwestią indywidualną. Dla mnie najważniejsze jest to, by o zagrożeniach wiedziało jak najwięcej ludzi, którzy z tym rynkiem sympatyzują. Jeżeli ktoś natknął się na szemraną ofertę dotyczącą kryptowalut lub technologii blockchain, to PSB będzie wdzięczne za przesłanie takich informacji na adres: [email protected].
Trzy sygnały alarmowe
Jeśli nie wiecie, jak rozpoznać potencjalny scam czy piramidę finansową, to jest kilka porad, które mogą to ułatwić. Po pierwsze – obietnica gwarantowanego zysku, znacznie wyższego niż to, co oferują bezpieczne lokaty bankowe, z automatu powinna zapalać lampkę alarmową. Nawet jak ktoś obuduje to w pięknie brzmiące instrumenty finansowe – obligacje korporacyjne, opcje, certyfikaty itp., to pamiętaj, że za wysokimi stopami zwrotu kryje się zawsze równie wysokie ryzyko. Jak mawiał Milton Friedman – „w ekonomii nie ma darmowych obiadów". Nawet pokazanie wzrostowych wykresów z przeszłości (w końcu ubiegłoroczny rajd bitcoina wygląda imponująco) nie jest żadną gwarancją, że taki trend się powtórzy. Po drugie, co stricte odnosi się do branży kryptowalut – trzeba uważać na specjalne oferty. – Jeśli ktoś chce sprzedać ci jakieś licencje, np. na mining lub cokolwiek innego, na 99,99 proc. jest to piramida. W przypadku bitcoina kupujemy samego bitcoina na wolnym rynku, a nie licencje od firmy X – ostrzegają redaktorzy portalu Bitcoin.pl. Dodają również, że jeśli oferowana, rzekoma kryptowaluta nie ma otwartego kodu źródłowego, jest kontrolowana przez firmę, scentralizowana, nie ma portfela (tylko przechowywana na stronie danej firmy) i nie jest dostępna na wolnym rynku (lub kombinacje tych cech), to również powinna zapalić nam się czerwona lampka. Po trzecie – trzeba uważać na wszystkie agresywne chwyty sprzedażowe. Mowa tutaj m.in. o prostych chwytach typu: „ostatnie produkty w ofercie", „jeśli zdecydujesz się od razu, to będzie zniżka", „jak namówisz kolegów, to będzie gratis" itp. Jeśli ktoś chce się bardziej uodpornić na sprzedawców naciągaczy, to proponuję obejrzeć „Wilka z Wall Street", tylko nie traktować filmu jak komedii, ale jak studium nabijania ludzi w butelkę.
Jeszcze większą dozę ostrożności należy zachować przy inwestycjach w ICO. Emitenci na tym rynku potrafią naprawdę zrobić wokół siebie znakomity PR (patrz ramka obok i news nt. Titanium Blockchain), a potem zniknąć z pieniędzmi. Czytaj więc dokładnie white paper, sprawdź menedżerów emitenta, kontaktuj się z firmą, czytaj fora i... nigdy nie inwestuj więcej, niż możesz stracić.