Ku mojemu zaskoczeniu w ostatnich miesiącach prezesi dwóch dużych globalnych banków powiedzieli mi, że nie boją się konkurencji ze strony fintechów. Ich obawy budzi natomiast to, że pewnego dnia działalnością finansową zajmą się wielkie firmy internetowe, takie jak Facebook, Amazon i Google. Czy to jest pańskim zdaniem właściwa diagnoza zagrożeń dla tradycyjnych banków?
Tym, co powstrzymuje Google'a i inne firmy internetowe od większego zaangażowania w usługi finansowe, są regulacje, konieczność poddania się takiemu nadzorowi, jakim są objęte banki czy ubezpieczyciele. Nieco inaczej jest jednak w Chinach. Tamtejsi regulatorzy pozwalają takim gigantom internetowym, jak Alibaba i Tencent, odgrywać dużą rolą w sektorze finansowym. Dopuszczają wykorzystywanie mediów społecznościowych do tworzenia algorytmów, które umożliwiają szybkie i przyjazne dla klientów podejmowanie decyzji, np. kredytowych. W Chinach może to być jednak łatwiejsze także ze względu na inne zasady dotyczące ochrony danych osobowych.
W UE i USA finanse to obszar, do którego portale społecznościowe i inne platformy internetowe mają zamknięte drzwi?
Przy obecnym reżimie regulacyjnym wydaje się to bardzo trudne. Co nie oznacza, że to się nie może zmieniać w przyszłości. W Wielkiej Brytanii i w Indiach poluzowano niedawno wymogi regulacyjne wobec nowych instytucji finansowych o ograniczonym zakresie działalności. Uznano bowiem, że konkurencja w części sektora jest za mała. Ale zwiększając konkurencję w sektorze finansowym poprzez dopuszczenie nowych graczy, dla których istnieją „łatwiejsze reguły gry", regulatorzy muszą mieć świadomość, że mogą tym samym osłabić stabilność i bezpieczeństwo tradycyjnych uczestników rynku, podlegających normalnym regulacjom. Wydaje mi się, że w UE i USA nadzorcom bardziej zależy na stabilności niż większej konkurencji, choć to się też może zmienić.
A spółki fintech faktycznie nie są zagrożeniem dla tradycyjnych banków?