Zadyszka w gospodarkach największym czynnikiem ryzyka na IV kwartał

Monitorowane przez nas „szybkie" barometry gospodarcze przez wiele miesięcy dynamicznie rosły i osiągały wieloletnie maksima. Teraz jednak zaczynają wysyłać sygnały postępującej zadyszki, które historycznie wróżyły tarapaty rynkom akcji.

Publikacja: 19.09.2021 05:00

Foto: GG Parkiet

Nasi stali czytelnicy zapewne pamiętają, że jednym ze sztandarowych punktów w naszych analizach na przestrzeni lat jest obserwacja „szybkich" wskaźników makroekonomicznych, takich jak unijny Economic Sentiment Indicator (ESI, wskaźnik nastrojów w gospodarce) czy też OECD-owski Composite Leading Indicator (CLI).

Nawet jeśli barometrom tym zdarzały się historycznie jakieś pojedyncze wpadki, jeśli chodzi o sygnalizowanie zmiany tendencji w gospodarkach (przykładowo w końcówce 2019 błędnie przekonywały o końcu spowolnienia), to jednak całościowy bilans ich dokonań jest zdecydowanie pozytywny. Sprawdzały się nie tylko z dzisiejszej perspektywy, ale też w tzw. czasie rzeczywistym, zarówno jako zachęta do zakupów przecenionych akcji (np. po pandemicznym krachu), jak i ostrzeżenie (np. w I kwartale 2018).

Jaką diagnozę można wydobyć z ich bieżącego zachowania? O ile od czasu pandemicznego załamania obserwowaliśmy oszałamiającą wspinaczkę barometrów koniunktury, której towarzyszyła entuzjastyczna hossa na giełdach, o tyle w ostatnich dwóch miesiącach dostrzec można pierwsze niepokojące sygnały. Omówimy je po kolei.

Ostrzegawcze wskazówki

Zacznijmy od jednego z naszych ulubionych wskaźników, jakim jest unijny ESI. Po jednym z najbardziej spektakularnych rajdów i osiągnięciu pułapu najwyższego od ponad dwóch dekad w sierpniu unijny barometr dostał wyraźnej zadyszki. Spadając o 1,5 pkt, znalazł się najniżej od trzech miesięcy.

Co taki potencjalny zwrot na wysokich pułapach oznaczał historycznie dla indeksów giełdowych, przykładowo rodzimego WIG-u? Prześledziliśmy dane za ostatnie ćwierćwiecze i wydaje się na podstawie ich analizy, że mamy do czynienia z poważnym sygnałem ostrzegawczym. Podobne sygnały odnotowaliśmy w marcu 2018, kwietniu 2011, sierpniu 2007, czerwcu 2000 i sierpniu 1998. W jednym z tych przypadków (2011) WIG miał przed sobą perspektywę przeszło 20-proc. przeceny w horyzoncie kilku miesięcy. W trzech innych (2018, 2007, 2000) indeks był już po pierwszym niewinnie wyglądającym spadku, który wszakże stanowił dopiero preludium do rozwinięcia większej fali przeceny. W ostatnim przypadku (1998) omawiany sygnał był mało użyteczny, bo pojawił się de facto już po tąpnięciu związanym z kryzysem rosyjskim.

Czy ostrzegawcze wskazówki wysyłane przez unijny ESI są potwierdzone przez globalny barometr OECD? CLI na razie jeszcze nie zaczął spadać po równie spektakularnym rajdzie z „covidowego" dołka, ale jest już de facto o kroczek od całkowitej utraty impetu wzrostowego. Wg opublikowanego w ostatnim tygodniu odczytu, w sierpniu urósł tylko o symboliczne 0,08 pkt. Tak słabego tempa wzrostu nie odnotowaliśmy jeszcze od czasu pandemicznego załamania.

W tym miejscu znów sięgnijmy po dane historyczne. Na przestrzeni ćwierć wieku odnotowaliśmy do tej pory sześć analogicznych sygnałów. Cztery z nich miały ewidentnie negatywny wydźwięk, jeśli chodzi o zachowanie WIG-u na przestrzeni następnych miesięcy, jeden był zdecydowanie przedwczesny (rok 2014 – ostateczny szczyt indeksu miał miejsce ponad 12 miesięcy później), a jeden okazał się zupełnie nietrafny (2006).

Jeśli zestawimy wszystkie omawiane sygnały wygenerowane przez OECD CLI z omówionymi wcześniej wskazówkami od unijnego ESI, okazuje się, że w czterech historycznych przypadkach sygnały pojawiały się mniej więcej w tym samym czasie (w odległości kilku miesięcy od siebie). Chodzi o epizody z lat 2018, 2011, 2007 i 2000.

Cechą wspólną wszystkich tych przypadków było to, że WIG stał w obliczu ujemnych stóp zwrotu. W najlepszym razie skala przeceny miała wynieść 27 proc., licząc od szczytu w 2011 roku, a w najgorszym wyprzedaż miała osiągnąć rozmiary kryzysowe.

W tym miejscu pojawia się zasadnicze pytanie: co miałoby wywołać podobne do tych historycznych epizodów głębsze spowolnienie gospodarcze, skutkujące mocniejszą przeceną na giełdach? W mediach często słyszymy, że głównym zagrożeniem jest kolejna odsłona koronawirusa (Delta). I faktycznie czynnik ten trudno bagatelizować, aczkolwiek naszym zdaniem pierwsze oznaki zadyszki promieniują z... Chin. Wiele uwagi poświęciliśmy już tzw. chińskiemu impulsowi kredytowemu, którego osłabienie analogiczne do tegorocznego z wyprzedzeniem sygnalizowało globalne spowolnienie. Zresztą hamowanie w Chinach widać już na wielu płaszczyznach. Ostatnio coraz głośniej jest o kłopotach finansowych chińskiego giganta z branży deweloperskiej Evergrande.

A gdzie kluczowy czynnik?

Pojawia się jeszcze jedno naturalne pytanie – skoro omawiane sygnały możliwej większej zadyszki gospodarczej są tak negatywne, to dlaczego np. rodzimy WIG jest o kroczek od rekordów wszech czasów? W wersji superoptymistycznej mogłoby to oznaczać, że omawiane sygnały tym razem okażą się zupełnie nietrafne, a przynajmniej zdecydowanie przedwczesne. Ale trzeba też przyznać, że część z wymienionych sygnałów pojawiała się przecież, gdy WIG ustanawiał jeszcze nowe szczyty – obecna sytuacja nie jest zatem tak bardzo nietypowa.

W tym miejscu warto nawiązać do najnowszego, wrześniowego globalnego sondażu Bank of America wśród zarządzających funduszami. Szef strategów tego banku mówi o rzadko spotykanym „rozstrzale" między nurkującymi oczekiwaniami gospodarczymi ankietowanych (które perfekcyjnie wpisują się w scenariusz zadyszki) a ciągle wysokim zaangażowaniem w akcje. Historycznie oba wskaźniki chadzały tymi samymi ścieżkami, więc istnieje ryzyko, że podobnie jak w 2018 roku zaangażowanie w akcje podąży w końcu w dół za coraz niższymi ocenami makroekonomicznymi. Owe wysokie zaangażowanie tłumaczy zresztą, dlaczego część indeksów sięga ciągle po nowe szczyty (część, ale nie wszystkie – indeksy np. rynków wschodzących lub małych spółek w USA przeżywają słabość).

O czynniku ryzyka w postaci postępującej zadyszki w gospodarkach półtora roku po pandemicznym krachu piszemy z ciężkim sercem, bo to nie jest wymarzony scenariusz – zdecydowanie przyjemniej jest pisać o pozytywnych perspektywach, tak jak to czyniliśmy po pandemicznym krachu. Z równie ciężkim sercem pisaliśmy o zadyszce w gospodarkach np. na początku 2018 roku, ale niestety wtedy omawiane sygnały się sprawdziły.

W tym wszystkim jest jednak na szczęście jedna pocieszająca kwestia. Rozważając możliwą skalę potencjalnej przeceny wywołanej przez globalne hamowanie, na tym etapie wykluczamy czarny scenariusz w postaci głębokiej bessy na wzór lat 2008 lub 2000. Brakuje kluczowego czynnika, który historycznie zamieniał zwykłą głęboką korektę w bessę, czyli serii podwyżek stóp procentowych w USA. Wydaje się więc, że bliżej nam do scenariusza z roku 2011 (przejściowe spowolnienie) niż do tych gorszych wariantów.

Reasumując, nasze rozważania na temat ryzyka zadyszki w gospodarkach promieniującej na rynki akcji mogą wydawać się na pierwszy rzut oka wydumane i przesadne, skoro indeksy GPW są w okolicy rekordów. Jednakże historyczna trafność omawianych sygnałów każe brać je pod uwagę.

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie