Trwające od kilku tygodni lato nie należy do najłatwiejszych. Od końca kalendarzowej wiosny WIG20 oraz niemiecki DAX spadły o ok. 6 proc., amerykańskie indeksy minimalnie wzrosły, w dalszym ciągu utrzymując się na bardzo niskich w perspektywie ostatnich dwóch lat poziomach. Wytchnienie trudno było znaleźć również na walutach, gdzie przez moment mogliśmy obserwować przełamanie parytetu na EUR/USD, sam złoty zaś silnie tracił zarówno do dolara, jak i do euro. Odczyty makroekonomiczne coraz mocniej wskazują, że globalna gospodarka w coraz wyraźniejszy sposób osuwa się w recesję. Poza coraz słabszymi odczytami PMI doskonałym, dość świeżym przykładem są odczyty (zaznaczam, oficjalne) PKB Chin, którego tempo wzrostu z ledwością utrzymało się nad wodą. Jeśli dołożymy do tego czynnik inflacji, bijącej gdzieniegdzie 40-letnie maksima, oraz niestabilność polityczną (upadek rządu Wielkiej Brytanii, ale przede wszystkim rządu Mario Draghiego), będziemy mieć prawie pełny obraz sytuacji. By zamknąć w ramach ten obraz, dołóżmy do tego coraz trudniejszą sytuację banków centralnych, które balansują na granicy walki z inflacją a niewprowadzaniem gospodarek w głęboką recesję. W Europie dodatkowym czynnikiem jest widmo powrotu kryzysu zadłużenia gospodarek południa kontynentu.

Warto zaznaczyć, że kryzys, z którym być może za chwilę przyjdzie nam się mierzyć, jest w dalszym ciągu pokłosiem wydarzeń z roku 2020. Drakońskie restrykcje i de facto kilkutygodniowe zatrzymanie świata doprowadziło do destabilizacji wielu łańcuchów globalnej gospodarki. Można by rzec, że wydarzenia i decyzje sprzed dwóch lat wywołały reakcję łańcuchową, która dopiero dzisiaj w pełni uderza w globalny ład. Wówczas na odsiecz przyszły rządy, uruchamiając ogromne programy fiskalne, oraz banki centralne, co sprawiło, że globalny kolos zatrząsł się, ale nie przewrócił. Pomoc ta jednak kosztowała, windując zadłużenie gospodarek. Obecnie przy tak wysokich poziomach inflacji, trudno oczekiwać wsparcia ze strony banków centralnych, jak również rządów, które borykają się ze spłatą zobowiązań.

W przypadku Europy problemów jest nieco więcej. W ciepłe letnie miesiące widmo zimy wydaje się odległym obrazem. Ale ona przyjdzie, niosąc za sobą problem nieznany w ostatnich latach. Po rozpoczęciu wojny w Ukrainie i sankcjach nałożonych na Rosję, obawy o utrzymanie ciągłości dostaw ropy, a przede wszystkim gazu, nie schodzą sprzed oczu decydentom. Obawy, że zimą te dostawy zostaną wstrzymane, wydają się bardzo realne. Po pierwsze, gazu może realnie zabraknąć. Po drugie, część krajów Europy pozbawiła się realnych alternatyw, wygaszając elektrownie atomowe. Zimna zima może być największym wyzwaniem, z jakimi Europa mierzyła się w ostatnich kilkudziesięciu latach. I trudno oczekiwać, że pozostanie bez wpływu na sytuację gospodarczą. Brace yourself. Winter is coming.