Surowce uzupełnieniem dla walut

Istnieje wiele powodów, dla których warto uważnie śledzić rynki towarowe: na przykład chęć dywersyfikacji portfela (towary w dłuższym terminie są nieskorelowane z innymi klasami aktywów), zabezpieczenia się przed inflacją czy uzyskania pośredniej ekspozycji na rynki wschodzące

Aktualizacja: 27.02.2017 04:28 Publikacja: 21.01.2011 04:02

Kjeld Lynggaard - Starszy Menedżer, Trading & Advisory Saxo Bank

Kjeld Lynggaard - Starszy Menedżer, Trading & Advisory Saxo Bank

Foto: Archiwum

Inwestorzy, którzy sądzą, że handlują „czystymi” crossami walutowymi, w rzeczywistości poniekąd obracają też towarami, ponieważ wiele walut znajduje się pod wpływem poszczególnych z nich – na przykład surowców energetycznych czy tzw. towarów „miękkich” (niektóre relacje, jakie tu zachodzą, wyszczególnione są w ramce). Również z tego powodu warto orientować się w sytuacji na tym rynku.

Na ceny towarów wpływają takie czynniki, jak podaż, popyt i pogoda.

Jeśli chodzi o podaż, łatwo zwiększyć się jej nie da, bo surowców nie można na razie sprowadzać z kosmosu. Musimy radzić sobie z ich ograniczoną produkcją, którą można podnieść jedynie dzięki doskonalszym technologiom, modyfikacjom genetycznym i wyższej wydajności.

Popyt rośnie natomiast w ślad za wzrostem globalnej populacji i standardu życia w wielu rejonach świata. Związany z kiepskimi parametrami demograficznymi niższy popyt na Zachodzie będzie równoważony przez wzrost zaludnienia w świecie rozwijającym się i na rynkach wschodzących, które w najbliższych latach niemal na pewno wyprzedzą rynki rozwinięte pod względem wielkości i konsumpcji. Źródeł przyszłego popytu należy zatem szukać w Azji i Ameryce Południowej, a także, do pewnego stopnia, w Europie Środkowej.

Pogoda jest czynnikiem nieznanym, jednak historia pokazuje, że jakiekolwiek anomalie najczęściej sprzyjają cenom towarów – wystarczy wspomnieć o zwyżkach cen pszenicy w 2010 r. związanych z suszą w rejonie Morza Czarnego, częstych huraganach Zatoki Meksykańskiej, które wpływają na notowania ropy, czy demolującym klimat prądzie morskim El Nino, który w 2009 r. przyczynił się do wzrostu cen cukru o 100 proc.. Kolejnym przykładem była wyprzedaż paliwa do samolotów będąca skutkiem zasypania Europy popiołem z islandzkich wulkanów na początku 2010 r.

[srodtytul]Ceny nadal galopują[/srodtytul]

Sektor towarów zakończył 2010 r. na dużym plusie, ponieważ tani pieniądz w połączeniu z lepszymi perspektywami gospodarczymi sprzyjał towarom cyklicznym, takim jak metale bazowe czy produkty energetyczne. Pojawiające się przez cały rok szoki pogodowe sprawiły, że globalna podaż produktów rolniczych nie nadążała za popytem, w rezultacie czego one również stały się podatne na kolejne zwyżki cen.

Wygląda na to, że w I półroczu 2011 r. ceny towarów nadal mogą rosnąć, indeks Thomson Reuters/Jefferies CRB zaś nadal ma potencjał do dwucyfrowych zwyżek. Oczekuje się, że rynki wschodzące, takie jak Chiny, Brazylia czy Indie, wciąż będą zgłaszać wysoki popyt, podczas gdy inne kraje, jak Stany Zjednoczone, gdzie utrwala się ożywienie, tylko zwiększą konkurencję o podstawowe zasoby.

Ze względu na wspomniane przewidywania wysokiego tempa rozwoju zarówno w Chinach, jak i w USA, widzimy jednak możliwość nadmiernego wzrostu cen towarów. Ostatnio sytuacja taka miała miejsce w 2008 r., kiedy to ceny towarów wystrzeliły w górę, by wkrótce potem załamać się, gdy globalna gospodarka nie wytrzymała szoku i skutków kryzysu finansowego.

Wśród innych czynników, które mogłyby mieć niekorzystny wpływ na ceny towarów, możemy wymienić nadal istotne ryzyko upadłości niektórych państw – w 2010 r. mieliśmy z tego powodu dwie korekty na rynkach finansowych – a także jeszcze intensywniejsze schładzanie gospodarki przez Chiny czy prognozowane przez nas umocnienie dolara.

Fenomenalny wzrost funduszy opartych na indeksach towarowych, w tym funduszy ETF, nadal się utrzymuje, i to po tym, jak wartość ich aktywów osiągnęła w 2010 r. historyczny rekord. Inwestycjom alternatywnym, takim jak towary, nadal sprzyjają też bardzo niskie realne stopy procentowe.

[ramka]Nadpodaż na rynku ropy[/ramka]

Ceny ropy naftowej WTI, notowanej w USA, zaczęły rok, krążąc wokół poziomu 90 USD za baryłkę, który postrzegany jest jako środek potencjalnego kanału o szerokości 20 USD, w jakim mają poruszać się notowania w 2011 r. Z rocznej prognozy danych fundamentalnych można wywnioskować, że popyt na ropę będzie w tym roku szedł w górę. Widać jednak również, że występować mogą nadwyżki podaży – tylko w przypadku kartelu OPEC wynoszą one około 5 milionów baryłek dziennie.

Uczestnicy rynku będą obserwować ciągłe postępy gospodarki USA, a także przyglądać się potencjalnym niekorzystnym efektom dalszego zacieśniania polityki pieniężnej w Chinach. W grudniu popyt na ropę zgłaszany przez Stany, jej największego światowego konsumenta, po raz pierwszy od lutego 2008 r. przekroczył 20 mln baryłek dziennie. Tymczasem zapasy w Cushing, centrum dystrybucyjnym dostarczającym ropę WTI na giełdę NYMEX, zbliżają się do 38 mln baryłek, poprzedniego rekordu sprzed sześciu miesięcy. Taka nadwyżka podaży wynika jednak bardziej z czynników technicznych niż z braku popytu. Warto też wspomnieć o wzroście różnicy cen między ropą WTI a pochodzącą z Morza Północnego ropą Brent, powstałą na skutek windujących ceny zaburzeń dostaw i chłodu w Europie.

Wygląda zatem na to, że ropa Brent jako pierwsza będzie testować poziom 100 USD. Niedawno kosztowała ona 98,85 USD za baryłkę, różnica zaś w stosunku do ropy WTI, w obu wypadkach z dostawą w marcu, wzrosła do ponad 6 USD. Tak wysokie ceny w połączeniu z osłabieniem euro sprawiły, że w ostatnich kilku miesiącach wizyty na stacjach benzynowych okazywały się dla europejskich kierowców coraz boleśniejsze.

[srodtytul]Jaki wpływ na gospodarkę[/srodtytul]

Szok wynikający z wysokich cen towarów i następujący po nim kryzys finansowy z lat 2008–2009 doprowadziły do dramatycznej redukcji globalnego popytu na ropę naftową. Bardzo gwałtownemu załamaniu uległ głównie popyt wysokorozwiniętych państw OECD. Jednym z pierwszych skutków takiego rozwoju sytuacji był spadek ceny ropy WTI o 110 USD od 2008 r. do początku 2009 r.

W trakcie ostatnich dwóch lat ceny ropy stabilnie rosły, odrabiając połowę wspomnianych strat. Coraz więcej ropy potrzebują bowiem gospodarki rozwijające się, przede wszystkim Chiny. Kraje OECD natomiast zaczęły zwiększać popyt w II połowie 2010 r. Jak twierdzi Międzynarodowa Agencja Energii, globalny popyt w III kwartale 2010 r. osiągnął 88,7 mln baryłek dziennie, co w skali rocznej stanowi wzrost o 3,3 mln baryłek.

Uwzględniając korzystne prognozy rozwoju gospodarczego na rynkach wschodzących, a także pobudzenie amerykańskiej gospodarki związane z drugą rundą quantitative easing i nowymi ulgami w podatkach od wynagrodzeń, można się spodziewać, że światowa konsumpcja ropy wzrośnie w 2011 r. o 1–1,5 mln baryłek dziennie. Tego rodzaju wzrost będzie z kolei oznaczać problemy z podażą i ryzyko wzrostu cen.

[srodtytul]Ceny ropy WTI przez większość roku [/srodtytul]

poruszały się w stosunkowo wąskim kanale, a średnia tych notowań osiągnęła poziom prawie 80 USD za baryłkę. Tylko w ostatnim kwartale mieliśmy do czynienia z dłuższą falą wzrostową, która na skutek mocnego wzrostu popytu zakończyła się powyżej 80 USD. Większość znaczących instytucji badawczych przewiduje obecnie, że średnia notowań w 2011 r. przekroczy 90 USD, sugerując, że z czasem ryzyko pokonania progu 100 dolarów będzie coraz wyższe.

Jak taki rozwój sytuacji wpłynie na ciągle kruche ożywienie gospodarcze w krajach OECD? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się Stanom Zjednoczonym, które zużywają około 22 proc. światowej produkcji ropy, z czego prawie połowa przypada na zużycie benzyny.

Jeden z wykresów przedstawia opracowane przez American Automobile Association zestawienie średnich dziennych cen benzyny. Po szoku z 2008 r. w trakcie ostatnich dwóch lat średnia cena roczna wyraźnie poszła w górę.

W 2010 r. ceny były stosunkowo stabilne, ponieważ popyt i podaż na rynku ropy WTI były raczej zrównoważone. Pod koniec tego roku cena benzyny zaczęła natomiast rosnąć w ślad za zwyżką cen ropy – jej obecny poziom przekracza średnią z 2010 r. o ok. 32 centy.

Każdy cent podwyżek cen benzyny w USA oznacza roczny wzrost wydatków na to paliwo o około 1,5 mld USD. Zatem, jeśli ceny benzyny utrzymają się na obecnym poziomie, w tym roku konsumenci mogą być zmuszeni pożegnać się z dodatkowymi 48 mld USD, co odpowiada około 0,3 proc. amerykańskiego PKB. A nawet jeśli ceny ropy naftowej szczególnie się nie zmienią, ceny benzyny wzrosną przynajmniej o kolejne 10–15 centów z uwagi na to, że co roku wiosną wprowadzane są na rynek bardziej kosztowne mieszanki letnie. Nawet taki wzrost oznaczałby powrót do średniej z 2008 r. Przekroczenie ceny 100 USD za baryłkę ropy doprowadziłoby natomiast do przekroczenia takiego poziomu wiosną i latem.

Wzrost ceny benzyny o dolara w stosunku do średniej z 2010 r., czyli do 3,78 USD za galon, oznaczałby, że konsumenci będą mieć do dyspozycji o 150 mld USD mniej, co byłoby równoważne obniżeniu PKB o 1 pkt proc.

W rezultacie zwyżek cen ropy najpoważniej ucierpiałyby jednak rynki wschodzące, ponieważ do wytworzenia jednostki PKB ciągle zużywają jej one znacznie więcej niż gospodarki rozwinięte. Jesteśmy ciekawi, jak poradzą sobie wspaniale rozwijające się ostatnio rynki wschodzące, jeżeli cena ropy naftowej przez znaczący okres pozostanie na poziomie powyżej 100 USD.

Ostatecznie jedynym remedium na wyższe ceny ropy okażą się... wyższe ceny ropy. Doświadczenie uczy, że po fali zwyżek możemy spodziewać się spadku popytu i powrotu równowagi na rynku. W 2008 r. skok cen benzyny doprowadził do tego, że popyt w skali rocznej zmalał. Gdy ceny ropy wystrzeliły do znacznie ponad 100 USD za baryłkę, a w USA pojawiła się recesja, popyt spadł jeszcze bardziej. Sądzimy zatem, że dalszy wzrost cen w stosunku do obecnego poziomu zacznie przekładać się na spadek popytu.

[srodtytul]Ryzykowna inflacja żywnościowa[/srodtytul]

Z opublikowanej w grudniu przez Organizację Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) aktualizacji globalnego indeksu żywnościowego wynika, że światowe ceny żywności osiągnęły w zeszłym miesiącu rekord. Znacznie przekroczyły poziomy obserwowane ostatnio w trakcie kryzysów żywnościowych z lat 2007–2008. Składający się z cen pszenicy i ryżu komponent zbożowy indeksu nadal znajduje się jednak mniej więcej 14 proc. poniżej szczytu z 2008 r. Zboża te stanowią dwa najważniejsze składniki diety na świecie – samym ryżem żywią się trzy miliardy mieszkańców Azji i Afryki.

Towarem przyczyniającym się do osiągnięcia rekordowego poziomu przez cały indeks był cukier, którego ceny były ostatnio najwyższe od 30 lat. Z punktu widzenia bezpieczeństwa żywnościowego nie jest on już jednak tak istotny, jak podstawowe zboża. Tak czy inaczej, uwidacznia on ryzyko

inflacji żywnościowej, które w 2011 r. będzie wielokrotnie powracającym tematem. Zwłaszcza w gospodarkach wschodzących, gdzie obecnie wynosi ona 10 proc. i w najbliższych miesiącach będzie nadal rosnąć.

[srodtytul]Złoto nadal może bić rekordy[/srodtytul]

Po raz 11 z rzędu zapewne można również oczekiwać dodatniej stopy zwrotu z inwestycji w złoto. Wygląda na to, że czynniki, które sprawiły, że ceny kruszcu osiągnęły w 2010 r. historyczne maksima (przynajmniej według wartości nominalnej), będą nadal aktualne.

Zgodnie z popularnym przekonaniem złoto powinno stanowić zabezpieczenie przed inflacją. Uważamy, że taki pogląd jest nieprecyzyjny, ponieważ w rzeczywistości stanowi ono zabezpieczenie przed niestabilnością. Wprowadzony przez amerykańską Rezerwę Federalną program quantitative easing zwiększył zapotrzebowanie na zabezpieczenia przed potencjalnym zagrożeniem deflacją lub następującą po niej inflacją związaną ze wzrostem podaży pieniądza. Również kryzys na rynku europejskich obligacji skarbowych pozostaje nierozwiązany i jako taki przyciąga na rynek złota nabywców poszukujących bezpiecznej przystani.

W 2010 r. po raz pierwszy od 20 lat banki centralne zostały nabywcami netto złota – szczególnie aktywne były tu gospodarki wschodzące, jak Chiny i Indie. Jednocześnie kopalnie przestały sprzedawać produkcję z wyprzedzeniem.

W trakcie ostatnich kilku lat inwestycje w złoto stały się znacznie łatwiejsze dla inwestorów detalicznych – do tego stopnia, że łączna masa złota posiadanego przez fundusze ETF przekracza 2000 ton, czyli ponaddwukrotnie przewyższa krajowe rezerwy złota Chin. Inwestycje tego rodzaju nie są lewarowane i jako takie będą utrzymywane przez inwestorów długoterminowo, tak jak akcje – taki stan rzeczy eliminuje część zmienności i zagrożeń, które normalnie towarzyszą inwestycjom w lewarowane kontrakty futures na złoto.

Okiem eksperta
Kolejny zaskakujący rok
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Okiem eksperta
Co planują Chińczycy?
Okiem eksperta
Będzie ciąg dalszy zwyżek na GPW? AT sugeruje, że tak
Okiem eksperta
Zmiana jakości jest za mała
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Okiem eksperta
Czyżby św. Mikołaj w tym roku jednak przyszedł?
Okiem eksperta
Trump utrzyma wsparcie dla atomu