Jeżeliby spytać analityków, co może być sygnałem końca strefy euro, albo jej bardzo poważnego kryzysu (obecny takim jeszcze nie jest), to wskażą oni na wyprzedaż niemieckich obligacji. Stąd też obserwowany dzisiaj ruch na „bundach" może trochę niepokoić – w efekcie ten czynnik stał się przyczyną obserwowanego po południu osłabienia się euro i ponownego zwrotu inwestorów w stronę dolara. Chociaż bilans dzisiejszego dnia to wciąż delikatne osłabienie się amerykańskiej waluty. Wydaje się jednak, że powodów do wieszczenia kasandrycznych wizji jeszcze nie ma. Wydaje się, że ruch na niemieckich papierach może mieć bardziej związek z tym, że inwestorzy dochodzą do wniosku, że Europejski Bank Centralny będzie musiał jednak poważnie rozważyć opcję masowego skupywania obligacji zagrożonych krajów i tym samym „dodruku pieniądza", co w długim okresie będzie rodził zagrożenia inflacyjne i tym samym szkodził niemieckim papierom. Wprawdzie opisywany w ostatnich komentarzach, wariant przekazywania pieniędzy przez ECB do MFW, został dzisiaj „kupiony" przez większą część inwestorów, co było widać we wzroście notowań euro około południa, to jednak później pojawiły się pewne wątpliwości. Ile pieniędzy ECB rzeczywiście mógłby przekazać do MFW, skoro nadal nie ma EFSF i tym samym ECB musi co jakiś czas pojawiać się na rynku europejskiego długu i czy ECB nie zostanie zmuszony do udzielenia nadzwyczajnych linii płynnościowych dla europejskich banków (w wyniku ostatnich zawirowań na rynku euro-długu ich sytuacja może ulec pogorszeniu).
W kraju mieliśmy expose premiera Tuska i interwencję banku BGK na rynku złotego – w dziwny sposób obie rzeczy w tym samym czasie. Czy chodziło o wywołanie większego pozytywnego efektu? Premier zapowiedział szereg działań, ale pozytywnych w dłuższym terminie (mowa tutaj o zmianach w systemie emerytur, czy też uzależnieniu ulg podatkowych od wysokości zarobków). W krótkim terminie poza podwyższeniem składki rentowej o 2 pkt. proc. (tutaj miecz jest obosieczny, bo ewentualny wzrost bezrobocia może zmniejszyć wpływy z tytułu PIT) i likwidacji ulgi na Internet, czy też wzrostu opodatkowania dla kopalni miedzi i srebra (to zaważyło na notowaniach KGHM), brakuje wskazania konkretnych działań, które będą dawać gwarancje wiarygodności zejścia z przyszłorocznym deficytem do 3 proc. PKB. Wygląda na to, że rząd wciąż będzie liczył na to, że wzrost gospodarczy nie będzie zbyt niski i tym samym budżet uda się jakoś sensownie dopiąć – to jednak nieco ryzykowne w obliczu coraz bardziej niestabilnej sytuacji w strefie euro. Tym samym inwestorzy na rynku złotego za bardzo nie kupili dzisiejszych słów premiera (o takiej możliwości pisałem wcześniej). Po południu złotemu mogły też zaszkodzić opinie agencji Fitch, której zdaniem Węgrom nie uda się łatwo znaleźć porozumienia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.
EUR/USD: Dzisiaj udało się sforsować opór na 1,3550 i naruszyć poziom 1,36, ale nie na długo. W efekcie w kolejnych godzinach wróciliśmy w okolice 1,35. Długi cień dziennej świecy może nieco niepokoić, ale nie jest jeszcze sygnałem do tego, że koncepcja większego odreagowania w stronę 1,3750-1,3800 powinna zostać zarzucona. Takie wnioski będzie można zacząć stawiać w sytuacji zejścia poniżej 1,3450 i złamania okolic ostatniego minimum na 1,3420. Z kolei wyraźny powrót do strefy 1,3550-1,3600 będzie dobrym sygnałem na poniedziałek.
Sporządził:
Marek Rogalski – analityk DM BOŚ (BOSSA FX)