Flegmatyczny początek
W tym tygodniu pierwsze dni notowań eurodolara przebiegały bardzo flegmatycznie. Do takiego zachowania przyczyniał się po pierwsze stopniowy powrót inwestorów ze świątecznej przerwy oraz perspektywa niewielkiej ilości danych makroekonomicznych. Również fakt, że mijający tydzień był ostatnim w tym roku dodatkowo sprawiła, że inwestorzy swoje myśli przesuwali już na styczniowe wydarzenia. Efekt tego wszystkiego był widoczny w notowaniach eurodolara, który aż do początku środowej sesji amerykańskiej poruszał się w bardzo wąskim przedziale zmian 1,3045 – 1,3080. Także doniesienia rynkowe w postaci odłożenia przez agencje S&P decyzji w sprawie ratingów krajów Strefy Euro pozwoliły uczestnikom rynku na rozluźnienie i zwiększyły poziom marazm.
Nieoczekiwany zwrot akcji
Wyrwanie z letargu kursu pary EUR/USD nastąpiło dopiero w środę wraz z rozpoczęciem się sesji amerykańskiej. Wtedy bowiem na rynek napłynęła duża liczba zleceń na kupno amerykańskiej waluty. To sprawiło, że kurs głównej pary walutowej zaczął szybko się obniżać i w krótkim czasie znalazł się przy poziomie 1,29 stanowiącym dolne ograniczenie kanału konsolidacyjnego, w którym notowania przebywają od dłuższego czasu. Ruch ten był sporym zaskoczeniem dla uczestników rynku, gdyż ciężko było znaleźć adekwatne uzasadnienie dla zaistniałej sytuacji. Część inwestorów upatrywała przyczynę osłabienia euro w rosnących obawach o wynik czwartkowej aukcji włoskich obligacji inni zaś winę przypisywali plotkom w kwestii ratingów krajów europejskich mimo. że wszystkie główne agencje swoje decyzje zapowiedziały dopiero na styczeń. Podawano również, że za umocnieniem dolara mogą stać automaty, które zaczęły pod koniec roku dokonywać dużych zakupów tej waluty. Tak duża ilość spekulacji na temat ewentualnych przyczyn całego zajścia dodatkowo pogłębiała niepewność kierując kurs w okolice styczniowych minimów.
Nowe tegoroczne dołki
Niepewność na rynkach finansowych i wzrost awersji do ryzyka zostały spotęgowane w czwartek zwiększającymi się coraz bardziej obawami o wynik aukcji włoskich obligacji. Rosnące rentowności tych papierów na rynku wtórnym źle wróżyły ostatecznym wynikom. Poza tym sami uczestnicy rynku coraz bardziej się nastawiali, że aukcja przebiegnie kiepsko. Jednak w efekcie okazał się że nie była ona najgorsza, choć nie było mocnego zaskoczenia in plus. To wykorzystały niedźwiedzie i zepchnęły kurs do poziomu 1,2857, przebijając tym samym styczniowe dołki i ustanawiając nowe tegoroczne minima. Zepchnięte do głębokiej defensywy byki powróciły na rynek dopiero po publikacji lepszych od oczekiwań danych z USA. Poprawa nastrojów pozwoliła na zwiększenie awersji do ryzyka. Dzięki czemu eurodolara powrócił ponad poziom 1,29. Jednak brak danych makro, jak i istotnych impulsów w postacie doniesień rynkowych sprawiło, że w ostatni piątek roku notowania pary EUR/USD przebiegały spokojnie ponad poziomem 1,29. Ten stan trwał do końca sesji europejskiej.
Mocny początek złotego
Ostatni tydzień tego roku rozpoczął się pomyślnie dla rodzimej waluty. Złoty korzystając z stabilizacji notowań eurodolara oraz rosnących oczekiwań co do interwencji BGK na rynku zyskiwał na wartości. Dzięki temu w czasie od poniedziałku do środowego popołudnia para USD/PLN obniżyła swoje notowania z poziomu 3,40 do 3,3550, natomiast w tym samym czasie cena wspólnej waluty spadła z okolic wartości 4,45 do 4,38. Sytuacja odmieniła się wraz z silnym spadkiem notowań eurodolara w środowe popołudnie. Wzrost awersji do ryzyka jakie wywołało to wydarzenie przełożyło się na osłabienie złotego, ale tylko wobec dolara. Kurs tej pary powędrował ponowienie w okolicę poziomu 3,40. Odporność na osłabienie względem euro była spowodowana przede wszystkim obawami inwestorów, że mocniejsza deprecjacja złotego w stosunku do wspólnej waluty może zakończyć się interwencją BGK bądź NBP. Te instytucje bowiem nieformalnie powiązały siły i stanęły w obronie kursu pary EUR/PLN, gdyż od jego wysokości zależała wycena polskiego zadłużenia zagranicznego.
Dramatyczny piątek
Odporność złotego na osłabienie względem euro nie trwała jednak długo. Zaczęła się wyczerpywać podczas publikacji umiarkowanych wyników aukcji włoskich bonów skarbowych i trwał do momentu aż eurodolar ustanowił nowe minima. W tym czasie również zaczęły gwałtownie spadać nadzieje inwestorów, którzy liczyli na interwencję na rynku walutowym. Zdawali się być oni coraz bardziej przekonani, że obecne kursy są wystarczająco niskie i nie istniej ryzyko przekroczenia poziomu 55% długu publicznego w stosunku do PKB. To ułatwiło zadnie bykom, które pod koniec czwartkowej sesji europejskiej wyciągnęły notowania pary EUR/PLN do poziomu 4,46, a USD/PLN do 3,4580. Na tych poziomach ku zaskoczeniu rynków z interwencją pojawił się Narodowy Bank Polski. Dzięki jego działaniom piątkowe notowania pary złotowe mogły rozpocząć z niższy poziomów. Efekt sprzedaży walut nie utrzymał się jednak zbyt długo. Duży napór na osłabienie złotego przed ostatnim w tym roku fixingiem, który jest podstawą do przeliczenia zadłużenia sprawił, że na krajowym rynku wywiązał się walka pomiędzy spekulantami, a połączonymi siłami BGK i NBP. Ostatecznie średni kurs pary EUR/PLN ustalony został na poziomie 4,4168 zł, co według szacunków Ministerstwa Finansów daje szansę na nie przekroczenie poziomu 54% stosunku długu do PKB. To jednak nie była dobra wiadomość dla złotego, który po ogłoszeniu średniego kursu zaczął mocno tracić na wartości i tylko w niewielkim stopniu pomogła mu kolejna już interwencja NBP. Pod koniec piątkowej sesji cena dolara wynosiła 3,44 zł, zaś euro 4,4640zł.