Jeszcze rano na rynku widać było niezdecydowanie, ale po wejściu inwestorów z USA przeważał optymizm związany z dzisiejszym wystąpieniem szefa Fed. Ten jednak może nie mieć rynkowi wiele do zaoferowania.
Niewiele od powiedzenia?...
Dziś o godzinie 16.00 szef Rezerwy Federalnej wygłosi swoje półroczne przemówienie w amerykańskim Kongresie oraz będzie odpowiadał na pytania. Wystąpienia te są niezwykle bacznie śledzone przez rynki, gdyż szef Fed dokładnie opisuje stan gospodarki, spojrzenie na zachodzące procesy oczami Fed oraz analizuje politykę monetarną. Takie wystąpienie to też dobra okazja do zasygnalizowania zmiany w polityce monetarnej. Na to może liczyć część inwestorów i już wczoraj na rynku zaczęły się pojawiać spekulacje, iż być może Bernanke nakreśli nową linię działania Fed, po tym jak w czerwcu (do końca roku) przedłużona została Operacja Twist.
Naszym zdaniem jednak Bernanke będzie wypowiadał się ostrożnie. Po pierwsze, Fed nie chce pozbawić się „amunicji" w postaci zapowiedzi kolejnej rundy drukowania na wypadek dalszego pogorszenia sytuacji makro. Po drugie, zdominowany przez Republikanów Kongres, który i tak w ramach kampanii wyborczej będzie zadawał szefowi Fed niewygodne pytania, to nienajlepsze miejsce dla sygnalizowania kolejnej rundy ekspansji monetarnej.
...ale rynki na rozdrożu
Mimo iż Fed powinien teoretycznie mieć dla rynków drugorzędne znaczenie, może okazać się inaczej. A to dlatego, iż najważniejsze rynki zdają się być na rozdrożu po sporych ruchach trendowych. Co ciekawe, trendy te nie były w ostatnim czasie zbieżne. Na parze EURUSD jesteśmy po dużej wyprzedaży idącej w parze z wysokimi rentownościami. Natomiast na Wall Street mamy za sobą 6-tygodniową korektę wzrostową, w parze z którą szło umocnienie walut z rynków wschodzących (w tym złotego). Jeśli Bernanke miałby większy wpływ rynki, któryś z tych trendów powinien się skończyć, gdyż ewentualna wzmianka o QE3 byłaby negatywna dla dolara i pozytywna dla rynków akcji.
Dane mocno niejednoznaczne
Dane o sprzedaży i aktywności w USA dały mocno niejednoznaczny obraz. Indeks aktywności w rejonie Nowego Jorku odnotował wzrost z 2,3 do 7,4 pkt., osiągając wartość wyższą niż zakładał rynkowy konsensus (4 pkt.). To pierwsze dane za lipiec, mogą być zatem nieśmiałą sugestią hamowania spowolnienia gospodarczego w USA. Jednak przypomnijmy, iż w maju indeks ten odnotował jeszcze bardziej zaskakujący wzrost, który jednak nie znalazł potwierdzenia w innych wskaźnikach i został skorygowany w dół w czerwcu. Natomiast rozczarowały dane o sprzedaży detalicznej. Sprzedaż malała w czerwcu zarówno przed (-0,5% m/m), jak i po uwzględnieniu środków transportu (-0,4% m/m), podczas gdy rynek liczył na niewielki wzrost. Co więcej, w dół skorygowano dane za poprzednie miesiące i w efekcie roczna dynamika sprzedaży w czerwcu to zaledwie 3,5% (najniżej od sierpn ia 2010). Sprzedaż malała we wszystkich miesiącach drugiego kwartału, co nie jest dobrym prognostykiem przed danymi o PKB za drugi kwartał. W efekcie kilka instytucji obniżyło swoje prognozy wzrostu gospodarczego w USA za drugi kwartał i teraz konsensus zdaje się kształtować w okolicach 1% (dane poznamy w przyszły piątek).