Jest to sytuacja, w której w wyniku wzrostu ceny instrumentu bazowego inwestorzy zajmujący pozycje krótkiej sprzedaży zmuszeni są do jej zamknięcia ze względu na brak środków na jej dalsze utrzymywanie. Szybkie zamykanie pozycji krótkich generuje w praktyce gwałtowny popyt, który jednocześnie prowadzi do dynamicznych wzrostów sprzedawanych na krótko aktywów. Omawiane zjawisko stało się za oceanem w ostatnich dniach na tyle powszechne, że jednym z kryteriów wyboru spółek wśród spekulacyjnych inwestorów stał się tak zwany „short interest", czyli relacja liczby akcji sprzedanych na krótko do akcji znajdujących się w obiegu.

Spółki najbardziej „shortowane" to z reguły firmy o wątpliwych fundamentach i perspektywach wzrostu biznesu. Okazuje się jednak, że obserwowana w ostatnim czasie anomalia doprowadziła do tego, że autorskie indeksy skupiające takie podmioty (m.in. Goldman Sachs Highest Short Interest czy Goldman Sachs Non-Profitable Tech Basket) wygenerowały astronomiczne stopy zwrotu, znacznie wyższe niż S&P 500 czy Russel 2000. Wisienką na torcie można określić poniedziałkowe zachowanie spółki GameStop, która znajduje się w gronie podmiotów o najwyższej wartości wskaźnika short interest. Jej kurs chwilami zyskiwał prawie 150 proc., natomiast od początku roku kapitalizacja firmy powiększyła się o ponad 300 proc. Jako ciekawostkę można podać, że poniedziałkowe wzrosty GameStop przysporzyły sporych problemów płynnościowych Melvin Capital, amerykańskiemu hedge fundowi znanemu nad Wisłą przede wszystkim z największej krótkiej pozycji w akcjach CD Projektu.

Niepokojący wydaje się być fakt, że za szaleńczymi zakupami w większości bezwartościowych spółek stoją niedoświadczeni inwestorzy, których wiedza rynkowa ogranicza się jedynie do wskazówek udzielanych im przez użytkowników popularnych serwisów, takich jak np. Reddit. Gdy dodamy do tego fakt, że większość ich transakcji pozostaje zlewarowana opcjami, a wartość udzielonych kredytów na zakup amerykańskich akcji osiągnęła historycznie wysoki poziom, recepta na skokowy wzrost zmienności oraz dynamiczną korektę wydaje się być gotowa.

Okresy spadkowe kończą się z reguły wyprzedażami spółek o najmocniejszych fundamentach (zarządzający redukują ich pozycje w ostatniej kolejności). Idąc tym tropem, można pokusić się o postawienie tezy, że okresy wzrostów powinny kończyć się wykupywaniem spółek o najsłabszych fundamentach. Nie jesteśmy zwolennikami teorii zakładających, że znajdujemy się w przededniu bessy, niemniej uważamy, że schłodzenie nastrojów w I kwartale jest rynkom potrzebne.