W ciągu 13 miesięcy indeks ten wzrósł o 78 proc. Ostatnim razem, kiedy w ciągu 13 miesięcy indeks ten zanotował równie duży wzrost, był okres od marca 2009 r., a więc po dołku pamiętnej bessy związanej z „wielką recesją". Wcześnie tak silne 13-miesięczne zwyżki DAX-a wystąpiły jeszcze tylko w latach 1996–1997, 1985–1986 oraz 1959–1960. Synchronizacja tych historycznych epizodów w momentach, w których skala wzrostu indeksu w stosunku do 13-miesięcznego minimum zaczynała być porównywalna z tym, co obserwowaliśmy od marca ub.r., i sugeruje, że dalszy potencjał jest już na krótszą metę nieco ograniczony. W 1986 r. było to +7,6 proc., w 2004 r. +6,3 proc., w 1960 r. +3,5 proc., zaś w 1997 r. jedynie +0,7 proc. Za każdym razem następowała później korekta wartości indeksu w horyzoncie następnego roku, nieprzekraczająca jednak 20 proc.
Można sobie wyobrazić, że o ile akcje należało kupować rok temu rychło po tym, gdy pandemia się pojawiła („kupuj, gdy leje się krew"), o tyle być może należało je sprzedać (przynajmniej na jakiś czas), gdy pojawiły się sygnały, że prowadzona akcja szczepień jest skuteczna i na horyzoncie widać już koniec pandemii. Na razie pierwszym terytorium, gdzie dokonano zaszczepienia wszystkich chętnych, jest Gibraltar, gdzie ostatni zgon przypisany Covid-19 wystąpił ponad dwa tygodnie temu, a od połowy marca nowe pojedyncze przypadki zakażenia pojawiają się jedynie co kilka dni. Wygląda to zachęcająco, ale oczywiście Gibraltar ma jedynie 60 tys. mieszkańców. Nasz rząd ogłosił w tym tygodniu plan przyspieszenia szczepień. Trudno jednak powiedzieć, czy na krótką metę rząd nie poczuje się zmuszony do dalszego zaostrzenia epidemicznych rygorów.
Jeśli patrzyć na wartości wskaźników C/Z amerykańskich akcji, czy to w wersji Roberta Shillera (cena do średniego zysku spółek z poprzednich dziesięciu lat), czy opartego o prognozy zysków firm robione przez analityków na następnych 12 miesięcy, to widać, że z tego punktu widzenia rynek akcji w USA droższy był tylko w latach 1998–2001. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że 21 lat temu rentowności stanowiących na rynku kapitałowym konkurencję dla akcji dziesięcioletnich obligacji rządu USA doszły w I kw. 2000 r. do 6,79 proc., a obecnie – pomimo silnych spadków cen w ostatnich miesiącach – do zaledwie 1,77 proc. To oznacza, że pomimo wysokich historycznie wskaźników C/Z w porównaniu z rynkiem obligacji akcje niekoniecznie muszą się wydawać skrajnie nieatrakcyjne.