W poniedziałek trzysesyjny spadek niemieckiego DAX-a sięgnął 4,2 proc., a więc był najsilniejszy od podobnych trzysesyjnych ruchów indeksu w dół z połowy września i końca października ub.r. Następne sesje przyniosły odreagowanie w górę (Nasdaq Composite już we wtorek zamknął wyglądającą groźnie poniedziałkową lukę spadkową), ale na razie nie było jasne, czy ma ono jedynie charakter korekty wstępnego spadku (jak we wrześniu ub.r.) i czeka nas po korekcie wzrostowej dokończenie spadku (jak w październiku ub.r.), czy też już jest po strachu. Osobiście skłaniałbym się ku tej pierwszej wersji, ale – tym razem przyglądając się S&P 500 – widać, że od poprzedniego dołka cyklu dziesięciotygodniowego z 13 maja i od poprzedniego dołka cyklu pięciotygodniowego z 21 czerwca minęło już dokładnie – odpowiednio – dziesięć tygodni i prawie pięć tygodni, więc z tego punktu widzenia nie ma chyba za wiele czasu na przesadnie długie rozbudowywanie tej korekty.
Trzeba przyznać, że nie jest to bardzo poważny argument, ale jakoś kusi cały czas myśl, że w 13 lat po „pokoleniowym" krachu lehmanowym może powtórzyć się sytuacja, która nastąpiła w 13 lat po „pokoleniowym" krachu nixonowym z 1974 r. (pierwszy szok naftowy, afera Watergate, rezygnacja Nixona itd.), czyli w 1987 r., kiedy w październiku ceny akcji na Wall Street zanotowały swój największy w historii jednodniowy spadek o ponad 20 proc. Ale tu potrzebny byłby jakiś negatywny impuls. Przychodzą mi do głowy różne pomysły – przegłosowanie podwyżek podatków w USA, kolejna silna fala pandemii przynajmniej w niewystarczająco zaszczepionych krajach, jakaś szybka deterioracja sytuacji w Afganistanie po planowanym na 11 września br. ostatecznym wycofaniu z tego kraju wojska USA – ale oczywiście to tylko luźne spekulacje.
W tym tygodniu udział „byków" w cotygodniowym sondażu American Association of Individual Investors zrównał się z udziałem „niedźwiedzi" (po 30,6 proc.). Saldo obu wielkości spadało tym samym do najniższej wartości od końca stycznia, a zarazem do najniższego poziomu od 24 tygodni. Jeśli przyjmiemy trzy warunki: 1) czterotygodniowa średnia salda AAII była w ciągu poprzednich 16 tygodni powyżej 29,5 pkt proc.; 2) a teraz spadła do nie więcej niż 0; 3) do najniższego poziomu od 24 tygodni to w okresie minionych 15 lat otrzymamy tylko trzy takie jak obecne sygnały i w każdym przypadku jakiś czas później S&P 500 znajdował się na niższym poziomie niż w momencie generowania takiego sygnału. Te trzy sygnały – i obecny – rozdzielone są wyglądającymi na bardzo kitchinowe (40 miesięcy) interwałami: marzec 2011 r. (szczyt S&P 500 miesiąc później, dołek S&P 500 siedem miesięcy później), marzec 2015 r. (szczyt S&P 500 dwa miesiące później, dołek jedenaście miesięcy później), kwiecień 2018 r. (szczyt pięć miesięcy później, dołek osiem miesięcy później). No, a teraz lipiec 2021 r. ¶