Rosja najechała Ukrainę już miesiąc temu, a jednym z licznych skutków tej agresji był dalszy wzrost rentowności (spadek cen) polskich papierów skarbowych. Zaniepokojenie inwestorów widać także na rynku papierów korporacyjnych. Efektem obaw o dalszy i tym razem trwały wzrost inflacji są kolejne straty funduszy dłużnych, przy czym największe są tam, gdzie w portfelach dominują papiery skarbowe o stałym oprocentowaniu i długim terminie wykupu. Nic dziwnego. Seria DS1030 w miesiąc potaniała o 10,8 proc., a w rok o 25 proc. i kosztuje obecnie zaledwie 73,5 proc. nominału.
Rady dobre, bo spóźnione?
W tabelce obok zestawiliśmy średnie, najlepsze i najgorsze stopy zwrotu w danej kategorii, przy czym – jak to ze statystykami bywa – nie oddają one pełnego obrazu rynku. Średnie są zaniżane przez fundusze, które wybrały błędne strategie na czas wzrostu stóp, jakby zarządzający zupełnie nie brali takiego scenariusza (wzrostu stóp procentowych) pod uwagę. Jeszcze rok temu być może można byłoby znaleźć argumenty za takim rozumowaniem (wyprzedaż obligacji przybrała na sile od sierpnia ub.r., wcześniejsze wahania można było od biedy uznać za konsolidację, choć przy rosnącej inflacji wskazówki wydawały się czytelne), ale stawianie w tym roku na papiery z długiego końca krzywej było już tylko spekulacją obliczoną na to, że wyprzedany rynek musi się kiedyś odwrócić. Przez pierwsze dwa miesiące rentowność obligacji dziesięcioletnich oscylowała wokół 4 proc. i wydawało się, że są szanse na korektę, ale wybuch wojny zmienił sytuację.
Warto jednak obserwować poczynania najsłabiej radzących sobie w tych warunkach funduszy, ponieważ to zmiana strategii najtwardszych zarządzających (najbardziej odpornych psychicznie na straty) może okazać się punktem przełomowym. Na podobnej zasadzie kształtują się przecież dołki bessy – najmocniejsza fala wyprzedaży ma miejsce pod koniec trendu, kiedy siada psychika inwestorów odpornych na wcześniejszy, długotrwały trend.
Czytaj więcej
Z punktu widzenia inwestora indywidualnego dysponującego oszczędnościami, które chciałby ulokować w możliwie bezpieczny sposób, pytanie brzmi – po co miałby ryzykować zakup jednostek funduszy w tak niepewnym czasie?
Niemniej, warto pamiętać, że wybuch wojny nie jest fundamentem wyprzedaży na rynku obligacji, ale zaledwie kolejną cegiełką, a rynek zaczął się zmieniać już w wakacje 2020 r. Wtedy rozpoczęła się korekta na amerykańskim rynku, która z półrocznym opóźnieniem dotarła do Europy. Polskie papiery są poszkodowane o tyle, że o ile rentowność niemieckich dziesięciolatek wzrosła przez ostatnich 12 miesięcy o 80 punktów, to naszych o 360 punktów.